sobota, 27 września 2014

Rozdział pierwszy

                            

... Idę ścieżką, która prowadzi mnie do polany z wielkim drzewem. Stąpam majestatyczną drogą pod każdym naciskiem stopy-które są gołe i skostniałe z zimna- słyszę szelest suchych jesiennych liści. Po mojej prawej stronie prowadzą mnie trupie czaszki, a po lewej zarośnięte ciała... bez głów. Boję się każdej minuty co nadejdzie. Jednak na tej polanie poczułam coś magicznego i ciepłego co rozgrzało mi stopy - tak jakby ziemia była podgrzewana. Podeszłam do drzewa i okrążyłam je rozglądając się wokoło gdy nagle usłyszałam słodką muzykę i stukanie ....
   Otworzyłam oczy,a nad mną pochylała się moja mała siostra. Jak zawsze miała dwa długie warkoczyki splecione zielonymi wstążkami pasujące do jej ciemnych brązowych oczu. Zdzierając ze mnie kołdrę powiedziała:
- Czemu ty zawsze tak długo śpisz ?
- A powiesz mi maluchu, która godzina i jaki dzień ?
- Nie mów do mnie maluchu, bo dostaniesz poduszką - powiedziała spełniając swoją groźbę trafiając w moją lampkę stojącą koło łóżka  
- Dobrze, ale podnieś to - odpowiedziałam pokazując na cel rzutu
- Chciałaś wiedzieć, która godzina - przypomniała mi 
- Owszem i nadal chcę - powiedziałam wyskakując z mojego cieplutkiego łóżka
- Aktualna godzina to 10.55 i 30 sekund - odpowiedziała  podnosząc fioletową lampkę
Zawsze mówiła godzinę z doskonała precyzją, miała taki piękny żółciutki zegarek bez którego nigdzie się nie ruszała dostała go od naszego dziadka, który zmarł rok temu. Obie tak go kochałyśmy, że poprosiłyśmy rodziców czy nie możemy przeprowadzić się do jego domu i właśnie aktualnie się w nim znajdujemy. 
- Łucjo poszukaj mojego swetra tego z niebieską kokardką - poprosiłam idąc do łazienki umyć zęby
- Okey ... - usłyszałam tylko to wychodząc na długi korytarz 
Uwielbiam ten dom, ponieważ pachnie tu nie tylko sosną, ale też dziadziusiem. Był on podróżnikiem i dlatego na ścianach wisi pełno zdjęć z różnych części świata i nie tylko. Są tu też zdjęcia moich przodków, ale ja wolę te z wycieczek. Szłam tak sobie korytarzem - łazienka jest na samym końcu - podziwiając zdjęcia- chociaż znam wszystkie na pamięć to i tak lubię je oglądać- gdy nagle na ścianie pojawił się portret kobiety. Skąd ta kobieta? Podeszłam bliżej i uświadomiłam sobie, że gdzieś ją już widziałam ... Była, była podobna do mnie ... dlaczego? Urwałam z siebie krótki krzyk nawet trochę przeraźliwy, bo zaraz przybiegli moi rodzice i siostra.
- Co się stało ? -zapytał tata bardzo przerażony 
- Widzicie ? - wskazałam szybki ruchem na obraz
- Co? - odpowiedzieli wszyscy zgodnym chórem 
-  No tę kobietę podobną do mnie 
- Issabell nic tu nie ma - powiedziała mama 
- Jest - nagle krzyknęła Łucja
- Widzisz to? - zapytałam
- Tak - odpowiedziała podchodząc bliżej i dotykając płótna 
...Tylko to nie było płótno raczej tafla wody z zamoczonym obrazem i moment nie było widać ręki Łucji ... znów to pytanie DLACZEGO? Ja też włożyłam rękę do wodnego obrazu i ona też zniknęła.
Obie nagle wniknęłyśmy w płótno i znalazłyśmy się w dziwnej kolorowej przestrzeni. Było tu tak ciepło, majestatycznie, jasno i pusto ... Właśnie pusto to określenie przyprawiło mi ciarki na plecach. Nie było rodziców, obrazu, domu, byłyśmy tylko my i dziwna teraz przerażająca przestrzeń. 
- Issabell - coś albo ktoś oderwało mnie z myśli 
- Tak - zapytałam szukając tego znajomego głosu 
- Do kogo mówisz - zapytała Łucja
- Nie słyszysz? Ten głos? - zapytałam zdziwiona 
- Nie ... urwała znikając 
Zniknęła moja siostra zniknęła. Nie ma jej, jestem tylko ja. Sam w pustej magicznej przestrzeni! 
- Issabell - znów ten głos 
- Czego chcesz? oddaj mi siostrę! 
- Oddam ci ją jak wypełnisz zadanie 
- Jakie zadanie?
- Nie powiem ci jak nie przyjdziesz do mnie
- Ale gdzie ? - pytałam prawie płacząc
- Idź przed siebie - powiedział głos 
Zrobiłam tak jak kazał i nagle spadłam w obłoki leciałam prosto w dół z zamkniętymi oczami nie patrząc co jest przed mną. I spadłam na miękką powierzchnię, ale nie czułam bólu tylko spokój.

...

Leżałam twarzą do ziemi na miękkiej jasno zielonej trawie. W powietrzu było czuć słodki zapach miodu i zboża. Wstałam o trzepałam się i rozglądnęłam do okola. Było tu bardzo ładnie i jasno. Stałam na środku łąki, a wokoło mnie było pełno złocistych pól. Stał też tam mały czerwony domek z niebieskim dachem. Pomyślałam, że może ktoś tam jest i się zapytam gdzie jestem. Szłam w jego stronę, a trwało to dość długo gdy nagle zauważyłam, że tak naprawdę się nie ruszam tylko stoję w miejscu. Co do cholery pomyślałam, czy jestem w jakimś błędnym kole ?
- Nie - powiedział ten sam głos co kazał mi iść przed siebie
- Wypuść mnie z tą! - odpowiedziałam prawie krzycząc 
- Przecież nie jesteś zamknięta - odpowiedział bardzo spokojnym głosem, który powoli mnie irytował 
- Jestem. Nie mydl mi tu oczu 
- Powtarzam ci nie jesteś zamknięta
- Jesteś albo głupi albo specjalnie udajesz! - krzyknęłam
- Jesteś bardzo bystrą dziewczynką, ale dziś nie spisujesz się najlepiej 
- Niby skąd wiesz jaka jestem? - zapytałam
- Bo cię znam - znów odpowiedział spokojnie, co strasznie mnie drażniło 
- Tak to powiedz jak mam na imię i co lubię robić - rozkazałam mu
- Na imię masz Issabella uwielbiasz czytać książki o prehistorycznej historii, twoją najlepszą przyjaciółką jest twoja siostra Łucja
Normalnie mnie zamurowało nie wiedziała, że on- ten ktoś- może coś o mnie wiedzieć. Stałam tak z szeroko otwartymi oczami czekając (nawet nie wiem na co czekając). Myślałam tylko skąd on to wie.
Myślałam, ciągle myślałam o tym gdzie jestem, gdzie jest Łucja i gdzie są rodzice. To wszystko przerwał on mówiąc:
- Jeśli chcesz stąd wyjść tylko pomyśl - zaproponował 
- Pomyśleć?! Ja ciągle myślę! - krzyknęłam 
- Jak myślisz gdzie jesteś?- zapytał
- W więzieniu
- Nie. Myśl racjonalnie - powiedział lekko unosząc ton 
- W błędnym kole, które jest bardzo ładne? - odpowiedziałam pytając 
- Właście jesteś prawie u celu. Ładne to jest to dodaj jeszcze bezpiecznie i ..? 
-  i ... jest ładnie, bezpiecznie i czysto ?
- Jak ? - pytał ponaglając 
- Jak w raju. Jestem w raju?! Nie żyję?! - krzyknęłam z zdziwiona 
- Prawie. Jesteś pomiędzy życiem, a śmiercią 
- Moją śmiercią ? - pytałam 
- Twojej siostry
- Łucji ?! Co ?! Dlaczego ?! - krzyczałam te pytania płacząc 
- Twój dziadek namieszał i twoja siostra i ty będziecie za to cierpieć - odpowiedział monotonnym głosem
- Dziadek ?! Nie wierzę ci !
- Nie musisz, ale twoja siostra umiera 
- Gdzie jest ?
- Leży w katakumbach w Egipcie 
- Egipcie? Czemu tam ? - pytałam
- Nie mogę ci na to odpowiedzieć, ale dam ci coś co pomoże 
W jednej chwili niebo zrobiło się granatowe i na ziemię spadł duży świecący, zielony kamień. Podniosłam go i poczułam ciepło, moc. Od razu było mi lżej nawet z myślą, ze Łucja umiera.
- To kamień z źródła strumienia mnichów Karakatów ma magiczną moc, która pomoże ci przezwyciężyć to co złe. Pamiętaj strzeż go jak oczka w głowie, bo gdy go zgubisz to już po tobie - były to jego ostatnie słowa, po tym jak zostałam sama.