środa, 29 października 2014

Rozdział szósty

Stałam w ogrodzie mnichów ściskając w ręce zielony, magiczny kamień, który dodawał mi odwagi. Lekki wiaterek muskał moje ciemno- brązowe włosy. Myślałam o wszystkim o mamie, tacie i mojej maleńkiej siostrze. Drugą ręką ściskałam moją nową miłość - jego obecność dodawała mi sił w tym trudnym czasie.
- Powinniście się przygotować do podróży - powiedział Hum wyrywając mnie z zamyślenia
- Podróży? - zdziwiłam się
- Twoim zadaniem jest uratować Raj i świątynie mnichów Karakatów przez złem - odpowiedział
- Łucja?! - zapytałam zdenerwowana, że stracę kolejną bliską mi osobę
- Odbijecie ją z rąk magusa Fernardiego w odpowiednim czasie
- Ale nie dawno mówiłeś, że mamy mało czasu! - krzyknęłam ze złością
- Pomożemy twojej siostrze izolując ją magią na odległość, będzie ona niedostępna na czary Fernardiego - odpowiedział spokojnym tonem
- Waszą magią? - spytałam z nadzieją w głosie
- i twoją - odpowiedział Hum pierwszy raz się uśmiechając - a teraz do roboty. Jamie wiesz co masz robić
- Tak, a co z Issabell ? - zapytał Jass
- Teraz niech idzie z tobą, ponieważ musimy wszystko przygotować - powiedział odchodząc
- Co teraz? - spytałam już nic nie rozumiejąc
- Idziemy - rozkazał Jamie
Mój chłopak skierował się w stronę świątyni, a ja poszłam za nim. Jego lśniące blond włosy od tyłu wyglądały przecudnie stwierdziłam przyglądając się mu. Po chwili milczenia zapytałam:
- Gdzie idziemy?
- Po wsparcie - odpowiedział zdawkowo
- Broń ? - spytałam z ciekawością
- Między innymi - powiedział odwracając się w moją stronę - Muszę wybrać jeszcze odpowiednich ludzi
- Ty?
- Masakra jak ty męczysz - skrzywił się ze śmiechu
- Ja?!
- Nie święty Walenty - odpowiedział nadal z uśmiechem
- Bujasz. Widzę, że się śmiejesz
- Widzę, że bardzo dobrze mnie znasz - zauważył podchodząc bliżej
Wiedziałam co za chwilę zrobi. Dotknie swoich niebiańskich ust do moich. Tak jak myślałam tak się stało. Jamie złapał mnie w tali swoim twardym i męskim ramieniem i połączył nasze usta. Znów poczułam ten miętowo- truskawkowy smak - uwielbiałam go. Po chwili nasze usta rozłączył się z czego byłam nie zadowolona, ponieważ chciałam, by ten pocałunek trwał dłużej - a nawet wiecznie.
- Chodźmy - powiedział łapiąc mnie za rękę
Szliśmy żółtym korytarzem zbliżając się do sali treningowej strażników. Jamie wyciągnął penmagicus i już chciał otworzyć drzwi, gdy nagle odwrócił się w moją stronę mówiąc:
- Może ty?
- Ja? - zdziwiłam się
- Tak. Do roboty! - nakazał
Podeszłam do drzwi nie mając pojęcia co mam zrobić. Złapałam za klamkę, ale była zamknięta. Odwróciłam głowę w stronę Jass'ego z błagalną miną, że sama niczego nie zrobię.
- Nie weźmiesz mnie na smutną choć przyznam uroczą minkę - powiedział śmiejąc się i krzyżując ręce - Próbuj dalej
Powoli podniosłam rękę i musnęłam opuszkami palców po chropowatej powierzchni drzwi. Podobnie jak było przy schowku napełniłam się ciepłem i energią. Pełna nadziei złapałam za mosiężną klamkę i otworzyłam drzwi. Z wielką satysfakcją  odwróciłam się do Jamie'go i powiedziałam z uśmiechem:
- Tadam !
- Jestem pod wrażeniem - powiedział śmiejąc się i przechodzą obok mnie
Poszłam w jego ślady i weszłam do sali. W środku byli wszyscy strażnicy. Niektórzy stali, a inni siedzieli oczywiście kiedy się pojawiłam zaczęły się szepty i groźne miny. Na podwyższeniu podpierając się złotą laską stał Magnus, który  powitał mnie z uśmiechem. Odwdzięczyłam się mu tym samym podchodząc bliżej.
- Proszę o cisze! - krzyknął przełożony
Zapadła cisza, w której było słychać tylko tykanie ściennego zegara.
- Jamie wybierze sześciu strażników, którzy wybiorą się z nim i z Issabell w podróż, aby uratować jej siostrę i nasz świat - kiedy Magnus skończył rozległy się szepty, które uciszył uderzając laską o drewniany podest - Jass podejdź proszę
- Słuchajcie wybrałem trójkę najlepszych i najodważniejszych te osoby mam nadzieję się zgodzą, reszta może zgłosić się na ochotników - powiedział wyciągając penmagicus'a i wskazując niebieskim promieniem  na Sean'a, Derek'a i Lucas'a
Wybrani chłopcy wyszli na środek z szerokim uśmiechami wskazując na siebie i skacząc (chyba) z radości. Naprawdę podobał mi się ich entuzjazm - będzie z nimi naprawdę wesoło.
- Teraz mogą zgłaszać się ochotnicy
Nikt z obecnych nie wyszedł na środek nikt nie chciał barć udziału w walce ze złem. Nikt. Dopiero po chwili z jednego z kątów podniosła się wytatuowana ręka. Kiedy tajemnicza osoba podniosła się moim oczom ukazał się mój najgorszy wróg płci przeciwnej... Bronx. Szedł dumnym krokiem jak paw środkiem sali. Wszyscy byli bardzo zdziwieni kiedy podszedł do mnie i powiedział:
- Strasznie miło mi będzie gdy będę mógł towarzyszył ci w tak niebezpiecznej i ekscytującej podróży
- Więc potrzebujemy jeszcze dwóch strażników - powiedział Jamie
Od razu podniosły się dwie piękne dłonie - o nie tylko nie one - i podeszły do chłopców.
- Tak więc strażnicy, którzy wybiorą się z Issabell i ze mną to: Sean, Lucas, Derek. Bronx, Mackenzie i Liv

*

Sześć wybranych osób szło w równym rzędzie przez ciemny korytarz. Nie mogłam uwierzyć, że moich trzech wrogów zgłosiło się do pomocy w uratowaniu Łucji. Mackenzie i Liv robiły to tylko dlatego, że chciały mieć na oku Jamie'go, ale Bronx co on ma do niego? Doszliśmy do schowka, Magnus otworzył drzwi magią nie penmagicus'em i wpuścił wszystkich do środka, sam wszedł ostatni. Każdy strażnik zaczął wybierać różnorodną broń od zwykłego noża po specjalne pistolety. Byłam strasznie ciekawa czy i ja coś dostane, ale na próżno zostałam pominięta- jednak uspokoiło mnie to, że nikogo nie zabiję ani nie zranię. Po pół godziny krzątaniny, zbierania załadunku do pistoletów i nie tylko ekipa była gotowa. 
- Moi drodzy uczniowie po kilkunastu latach nauki i ćwiczeń będziecie mogli się wykazać na bardzo trudnej drodze do dobra. Czekaliście na taką szanse bardzo długo i należy wam się to najbardziej ze wszystkich. Wiem, że wam się uda, będę wam pomagał jak tylko mogę. Moje drogie córeczki, perełki strażników Raju mam nadzieję, że jesteście twardymi kobietami i nie dacie się. Będę tak za wami tęsknił i za waszymi  pięknymi perfumami. Powodzenia i jestem z was wszystkich dumny - powiedział to Magnus ze łzami w oczach
- My też będziemy bardzo tęsknić - wyznała Liv 
- Dziękujemy za to, że wytrwałeś z nami tyle lat - odparł Lucas 
- Szczególnie z Sean'em - wtrącił Derek 
Wszyscy zaczęli się śmiać, a zarazem płakać tylko Jamie i Bronx nie uronili ani łzy. Przez gwar rozmów i śmiechów słychać było pukanie. Magnus otworzył drzwi i do środka wszedł mały rudy chłopiec w zielonym habicie. 
- Issabella ma się stawić w sali Perłowej - powiedział 
- Okey - odpowiedziałam 
Wyszliśmy ze schowka (ja i rudy piegowaty chłopiec) zostawiając rozgadanych strażników . Szliśmy w ciszy co bardzo mnie męczyło, nie mogą dłużej wytrzymać zapytałam:
- Jak masz na imię ?
- Graham - odpowiedział
- Nie jesteś mnichem prawda?
- Nie, ale chciałbym nim być - odparł 
- Dlaczego? Nie chciałbyś poznawać świata, kultur albo nie chciałbyś się zakochać? - pytałam 
- Nie, mam dług wobec mnichów Karakatów i muszę tu zostać do końca życia 
- Dług? - zdziwiłam się 
- Jak się urodziłem moja mama umarła, a tata był strażnikiem więc mieszkałem w świątyni. Kiedy nadeszło zło tata poszedł walczyć i zginął. Mnisi przygarnęli mnie i chowali jakbym był im synem. Dlatego muszę się odwdzięczyć - powiedział to po prostu bez żadnych łez  
- Ja ... przepraszam nie wiedziałam 
- Spokojnie, nie uraziłaś mnie 
- Mogę o coś zapytać?
- Oczywiście - odparł uśmiechając się
- Powiedz czy nie jest ci smutno bez nich?
- Czasem jest ale można z tym żyć. Oni są zawsze z nami - powiedział wskazując na serce - tutaj
- Dziękuje chociaż nie wiem czy od razu się do tego przyzwyczaję - wyznałam
- Mnie tez było ciężko, każdy próbował mnie pocieszać i czasami mnie bardzo to denerwowało, ale uświadomiłem sobie, że inni chcą mi pomóc 
- Ile miałeś lat kiedy twój tata zginął? - spytałam 
- 9 teraz mam 12 - powiedział
- Moja siostra ma 9 myślisz, że poradzi sobie jak powiem jej o rodzicach?
- Jeśli będziesz ją wspierać i kochać tak jak oni to robili to tak
Rozmawialiśmy przez cały czas idąc do sali Perłowej, że nie wiem kiedy tak szybko minęło i staliśmy przed wejściem. Graham otworzył drzwi magią i weszliśmy do środka. Była to przepiękna sala perłowego koloru - pewnie dlatego taka nazwa - po prawej stronie stało wielkie lustro, a w około niego siedziało kilku mnichów w zielony i czerwonych habitach. Podeszłam bliżej, a Roks gestem dłoni wskazał bym klękła po środku. Jeden z mnichów zaczął (tak mi się wydaję) rytuał:
- Naszą moc kierujemy ku dziewczynce, która umiera w męczarniach pomóż nam ją uratować 
Każdy mnich powtórzył to zdanie z cztery razy kiedy w lustrze ukazała się bardzo stara postać inaczej Łucja. Leżała na kamiennym łożu z zamkniętymi oczami. Nadal miała warkoczyki z zielonymi wstążkami, tylko była starsza o wiele starsza i smutna. Zaczęłam płakać nie mogłam na to patrzeć znaczy nie mogłam patrzeć na umierającą siostrę. Hum szepnął mi do ucha bym powiedziała te słowa cztery razy. Tak też zrobiłam innymisłowy ochroniłam Łucję przed mocą Fernardiego. 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział piąty



... Idę ścieżką, która prowadzi mnie do polany z wielkim drzewem. Stąpam majestatyczną drogą pod każdym naciskiem stopy-które są gołe i skostniałe z zimna- słyszę szelest suchych jesiennych liści. Po mojej prawej stronie prowadzą mnie trupie czaszki, a po lewej zarośnięte ciała... bez głów. Boję się każdej minuty co nadejdzie. Jednak na tej polanie poczułam coś magicznego i ciepłego co rozgrzało mi stopy - tak jakby ziemia była podgrzewana. Podeszłam do drzewa i okrążyłam je rozglądając się wokoło gdy nagle usłyszałam słodką muzykę i stukanie ....
...Do drzwi,otworzyłam oczy i znajdowałam się w czarno- białym pokoju. Wczorajszy dzień był najlepszy ze wszystkich, ponieważ pocałował mnie najładniejszy chłopak na świecie. Nie za bardzo pamiętam co było później,ale najgorsze jest to, że śnił mi się ten sen. Koszmar, który męczy mnie od początku tej przygody- co on w ogóle oznaczał? Czemu śniło mi się to dziwne drzewo? Z zamyślenia oderwało mnie stukanie do drzwi. Zerwałam się z łóżka zdziwiona,że mam na sobie bluzkę na krótki rękawek i spodenki- kiedy się w to ubrałam? Znów ktoś pukał podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Witam! - powiedział z uśmiechem
- Hej! - odpowiedziałam odwzajemniając mu się tym samym
- Pięknie wyglądasz, ale widzę, że coś cię martwi
- Dzięki - powiedziałam wpuszczając go do środka i zamykając drzwi - Kiedy się w to ubrałam?
- Po naszym pocałunku - odparł zdziwiony - Nie pamiętasz?
- To akurat pamiętam doskonale- uśmiechnęłam się podchodząc do Jamie'go
- Wiesz mam prośbę nie mów innym, że się wzruszyłem- poprosił
- Ty płakałeś- poprawiłam go
- Nie!- zaprzeczył
- Tak
- Ni...- urwał
Właśnie pocałowałam go po raz drugi. Gdy nasze usta znów się połączył czułam się jak w niebie- normalnie unosiłam się do góry. Przy nikim tak jak przy Jamie'm nie czułam się tak bezpiecznie i ciepło. Po tym gdy nasze wargi odłączył się od siebie, przytulił mnie mocno - uwielbiam jego muskularne ramiona - i rzekł:
- Uwielbiam gdy mnie całujesz
- Naprawdę? - zdziwiłam się z lekkim uniesieniem
- Tak - odparł z uśmiechem - A teraz idź się ubierz czekają cię ćwiczenia
- Chcesz żebym znowu zemdlała? - zapytałam biorąc czarne ubrania i idą za parawan
- Niestety dziś nie dasz rady, to ćwiczenia umysłowe
- Brzmi nieźle, ale teraz proszę cię abyś wyszedł będę gotowa za 5 minut
- Okey, ale nie myśl sobie, ze nie widziałem cię bez ubrań - powiedział to ze śmiechem
To co powiedział przeszło mnie jak piorun - widział mnie gołą - nie mogłam uwierzyć, odebrało mi mowę,zrobiłam się cała czerwona. Szybko nałożyłam na siebie czarne legginsy i długą luźną bluzkę na ramiączkach i buty na obcasie - powoli przyzwyczajałam się do tego rodzaju mody - spięłam moje długie włosy w kucyk i ruszyłam w stronę drzwi. Jeszcze przed wyjściem zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, ale to co zobaczyłam wcale nie przypominało mnie. Odbiciem była kobieta - wyglądała na strasznie starą i nieszczęśliwą, ruszała ustami chyba chciała mi coś powiedzieć, ale nie słyszałam żadnego dźwięku - bardzo mi kogoś przypominała i po jakimś czasie już wiedziałam. Była to ... Łucja. Krzyknęłam ze strachu jaki ona wywołała, wtedy też do pokoju wbiegł Jamie.
- Co się stało?! - zapytał przerażony
- Łłucjjjjaa ... - wyjąkałam wskazując na odbicie
- Gdzie? - zdziwił się
Wtem do pokoju wbiegli Hum i Roks stając między mną, a lustrem.
- Czemu tam jest Łucja?! - zapytałam otrząsają się z amoku
- To nie twoja siostra! - krzyknął - Jass zabierz Issabell z pokoju! - rozkazał
Jamie chciał mnie stąd wyprowadzić, ale ja się nie dałam stałam w miejscu jak posąg.
- Tam jest Łucja! - upierałam się
- To nie jest ona to zła królowa - powiedział
Nagle z lustra zaczęły wychodzić zakrwawione dłonie - jak mojej siostry- które zmierzały w moją stronę. Były już blisko mnie i już mnie musnęły opuszkami palców gdy Jamie, który zobaczył niebezpieczeństwo wziął mnie na ręce i wyprowadził z pokoju zamykając drzwi. Postawił mnie na ziemię i złapał za rękę biegnąc przed siebie.
- Zwolnij, tam była Łucja! - krzyczałam
- To nie była ona
- Stój! - rozkazałam
Byliśmy już blisko krętych schodów na górę, gdy Jass się zatrzymał.
- Nie możesz tam wrócić- powiedział
- Czemu? -zapytałam
- To była królowa Xenofilia chciała ciebie, rozumiesz?
- Nie!
- Twoja siostra została przeniesiona do jej zamku w królestwie cieni - powiedział
- Przecież była w katakumbach w Egipcie! Co się z nią stało? - zapytałam
- Jednak Xenofilia chce się bardzo szybko zemścić,dlatego zabrała Łucję do Chin do magusa Fernardiego, który powoli zabiera twojej siostrze życie. Nie sądziliśmy,że zrobi to tak szybko. Nie mamy już czasu - mówił to z łamiącym głosem
- Czyli to była moja siostra?! - prawie krzyknęłam, nie mogłam już w to uwierzyć
- Niestety tak, przykro mi - powiedział przytulając mnie
Nie miałam już siły - to wszystko mnie przerastało - Łucja moja siostrzyczka umierała, musiałam jej pomóc.
- Kamień mnichów! - krzyknęłam przerażona,że o nim zapomniałam
- Jaki kamień ? - zdziwił się Jass
- Dostałam go od głosu w raju i chyba go zgubiłam - przyznałam płacząc - muszę go znaleźć
- Musimy iść do mnichów, nie mamy za dużo czasu - powiedział Jamie
Wzięliśmy się za ręce i pobiegliśmy w stronę sali mnichów w nadziej, że znajdziemy kamień z źródła strumienia mnichów Karakatów.

*

Biegliśmy przed siebie mając nadzieję, że kamień się odnajdzie oraz czy zdołamy uratować Łucję. Znajdowaliśmy się głęboko pod ziemią. Było tu zimno i wilgotno. Ciągłe schodzenie w dół było gorsze od biegania - przez kręte schody kręciło mi się w głowie. W końcu dotarliśmy do czerwonych drzwi, które Jamie otworzył penmagicus'em. Po otwarciu oślepił mnie kolor zieleni - było tu bardzo mało światła (może z trzy pochodnie) - mnisi mieli na sobie czerwone habity, które ich wyróżniały. Weszliśmy do środka drzwi się za nami zamknęły i podszedł do nas Hum. Jego twarz była bardzo spokojna, ale widać było smutek.
- Przykro mi - powiedział
- Słucham!? - nie miałam pojęcia o co chodzi 
- Królowa Xenofilia zabiła ... - nie dokończył, bo przerwałam mu krzycząc
- Nie! Nie mów, że Łucja... - zaczęłam 
- Proszę nie podnoś głosu - poprosił - Łucja nadal żyję, ale to nie potrwa długo za to nie żyją twoi rodzice - powiedział to bardzo smutnym i spokojnym tonem
Nie widziałam co się stało - ta wiadomość uderzyła mnie jak grom z jasnego nieba. Rodzice ... nie, nie żyją. Dlaczego? W moich oczach zebrała się fala łez, zaczęłam płakać jak dziecko. Nie mogłam ustać na nogach - ból po stracie mamy i taty był zbyt silny - osunęłam się na zimną, zieloną podłogę...
... Byłam w domu kiedy usłyszałam krzyk mamy. Pobiegłam do kuchni i moim oczom ukazała się postać w ciemnej, długiej szacie do kostek. Stała ona przed moją przestraszoną mamą z wyciągniętą ciemną laską. Nagle z magicznego przedmiotu ukazała się stróżka niebieskiego promienia skierowana prosto w serce. Moja mama krzyknęła i upadłą z łoskotem na podłogę. Chciałam jej pomóc, ale nie mogła się ruszyć- coś trzymało mnie w miejscu. Po chwili pojawił się mój tata widząc, mamę podbiegł do niej próbując ją obudzić, ale ona już ..... nie żyła. Zaczęłam płakać widziałam jak umierała i nie pomogłam jej. W tej samej chwili pojawiła się ta ciemna zjawa znów godząc tatę w serce. Nie krzyknął tylko zerkną z uśmiechem (chyba) na mnie. Widział mnie, jak to możliwe? Moje łzy podwoiły się kapiąc na podłogę, chciałam się ruszyć podejść do nich - przytulić ostatni raz. Z ich ciał zaczęła wylewać się krew, płynęła stróżką jak rzeka w moją stronę. Nie mogłam się ruszyć, czerwona maź sunęła prosto na mnie, była już blisko gdy ...
... Otworzyłam oczy, cała mokra ze strachu jaki ten koszmar wywołał -  była to śmierć moich rodziców - i ujrzałam Jamie'go. Pomógł mi wstać, a ja od razu się do niego przytuliłam, wylewając strugi łez na jego ciemną koszulę.
- Widziałam ich - wyjęknęłam przez łzy 
- Rodziców - powiedział - Przykro mi 
- Nie mogłam nic zrobić ta postać ich zabiła 
- Postać? - zapytał patrząc mi w oczy - Widziałaś ją?
- Tak, miała na sobie czarną pelerynę i trzymała magiczną laskę - powiedziałam
- Xenofilia - powiedział ze złością Jamie 
- To nie jest najważniejszy problem - zauważył Hum 
- Moi rodzice to nie jest problem?! - krzyknęłam ze złością 
- Przykro mi, ale twoja siostra jeszcze żyje i trzeba ją uratować - powiedział - Musimy znaleźć kamień 
- Tylko gdzie on jest? - zapytałam 
- Sama najlepiej wiesz - odpowiedział Hum
- Ja ?
- Tak, widzisz masz magiczną moc, która zaczyna się uaktywniać. Najpierw otworzyłaś drzwi, potem ten sen, a teraz znajdziesz kamień - powiedział to siadając na jednym z zielonych krzeseł - musisz jednie się skupić 
Zamknęłam oczy, rozluźniłam się, wypuściłam całą swoja energię i ... odleciałam. Widziałam jak spadam do jeziorka, jak braknie mi powietrza gdy się topię, jak ... wypuszczam z reki kamień, który spada na samo dno i leży tam czekając gdy je ktoś wyłowi. Otworzyłam oczy i powiedziałam:
- Jeziorko 
- Tak myślałem - zauważył Hum - chodźmy 
Wyszliśmy z zielonego pomieszczenia, idąc w ciszy krętymi schodami w górę. Myślałam o rodzicach o tym, że już ich nie ma- zrobiło mi się smutno i kilka słonych kropel łez spłynęło mi do ust. Ciszę przerwał Jamie pytając:
- Jak Issabella wyłowi kamień jeśli nie można do niego wskoczyć? 
- Tak myślałem, że o to zapytasz - powiedział odwracając głowę w jego stronę - Iss ujawniło się kilka mocy więc ta z pewnościom też się ukaże 
- Skąd to wiesz? - zapytałam zdziwiona
- Przewidziałem to - odparł
- Jesteś jasnowidzem? 
- Nie, ale mnisi Karakatowie tak mają 
Doszliśmy na górę - byłam taka zmęczona, marzyłam o wygodnym łóżku - i skierowaliśmy się na ogród. Był bardzo ciepły dzień, co prawda słońce było schowane za chmurką, ale w tych czarny ciuchach było mi strasznie gorąco. Szliśmy ścieżką nad jeziorko spotykając co kilka minut mnichów ubranych w zielony albo czerwony habit. W końcu doszliśmy do majestatycznej wody, która miała tak piękny kolor, że miałam ochotę do niej wskoczyć.
- Jaka piękna woda - powiedziałam
- Tak, ale też bardzo niebezpieczna - odpowiedział Hum
- Dlaczego? - zapytałam z ciekawością
- Jest to woda z raju, tutaj składa się ciała umarłych 
- Tam są ciała? 
- Tak 
- Ja wpadłam do tego jeziorka - stwierdziłam trochę się bojąc, że nic nie widziałam
- Tak 
- Ale moment Jamie do niego wskoczył 
- Musiał cię uratować inaczej byś umarła - powiedział bardzo spokojnym tonem Hum
- Pocieszające - wyznałam
- Może jakieś dziękuje? - zapytał chrząkając Jamie
- A tak dzięki, że nie widziałam trupów - odpowiedziałam z uśmiechem
- Tylko tyle? 
- O czymś zapomniałam? - zapytałam śmiejąc się ukradkiem
- Tak powinno to brzmieć tak: Bardzo ci dziękuje, że uratowałeś mnie. Jesteś najcudowniejszy na świecie - odparł ze śmiechem 
- Zapomnij 
- Bo cię tam wrzucę - powiedział uśmiechając się
- Jasne, nie zrobisz tego - wyznałam wiedząc, że żartuje
- Przekonajmy się - oznajmił podchodząc do mnie i biorąc mnie w tali - I co ?
- Puść mnie! - krzyczałam rozbawiona i wierzgałam nogami 
- Poproś
- Proszę 
- Poproś ładnie - mówiąc to podszedł bliżej jeziorka
- Proszę bardzo ładnie - powiedziałam 
- Może być - stwierdził ze śmiechem i postawił mnie na ziemi 
Podobało mi się to, że chciał mnie pocieszyć w takiej sytuacji jakiej się znajdowałam. Wychyliłam głowę, by zobaczyć czy widać gdzieś kamień, ale tylko się przestraszyłam widząc moich rodziców. Byli tam... razem, mieli smutne twarze i zamknięte oczy. 
- Iss? - podszedł do mnie Jamie 
Nie mogłam mu odpowiedzieć, odebrało mi mowę. 
- Jamie zabierz Issabellę z dala od jeziorka - rozkazał Hum
Jamie złapał mnie w tali i oderwał od ziemi odchodząc z 5 metrów od moich rodziców. 
- Issabello ? Jesteś tam? - zapytał mnich 
Nadal nie odpowiadałam, wpadłam w jakiś trans widząc martwe ciała mamy i taty. Humiku pomachał mi przed oczami jakimś czerwonym diamentem na sznureczku i powoli wracał mi rozum. Ocknęłam się dopiero po kilku machaniach magicznym przedmiotem.
- Jesteś tam? - zapytał Jass
- Chyba tak - odparłam
- Tak myślałem, że nam odlecisz - stwierdził Hum 
- Pewnie miałeś wizję - powiedziałam 
- Nie, zareagowałaś podobnie jak Jamie, kiedy zobaczył swojego tatę tylko jego było trudniej odciągnąć prawie, by wskoczył - chciał dokończyć, ale Jass mu przerwał
- Miałem silną wolę i nie odebrałem sobie życia 
- Nie prawda, Sean i Lucas musieli cię odciągać siłą 
- Nieźle, dzięki Hum dowiedziałam się parę rzeczy o moim chłopaku - powiedziałam i zaraz pożałowałam tych słów
- Chłopakiem? - zdziwił się z wielkim uśmiechem Jass - Okey, pasuje mi to 
Nie wiedziałam co powiedzieć - zrobiłam się czerwona jak burak dopiero po jakimś czasie zleciało ze mnie powietrze i z wielkim uśmiechem przytuliłam mojego nowego, a zarazem pierwszego chłopaka. 
- Dobrze może teraz zajmiemy się kamieniem - powiedział mnich
Hum skierował się w stronę jeziorka chciałam pójść za nim, ale Jamie trzymał mnie mocno w swoich ramionach - uwielbiałam je naprawdę w nich czułam się tak bezpiecznie, ale chciałam znowu zobaczyć rodziców. 
- Nie możesz tam pójść dopóki, ktoś inny nie umrze - stwierdził Jass
- Bo boisz się, że się zabiję 
- Tak, będzie podobnie jak ze mną trzy razy próbowali mnie utrzymać z daleka, ale się nie dałem i byłem naprawdę blisko śmierci- wyznał
- Pomogli ci chłopcy? - zapytałam
- Tak i wyciągnęli mnie z opresji 
- Ty też próbowałeś mi pomóc, prawda ? 
- Tak, ale się nie udało. Nie mogę cię stracić ja... za bardzo cię kocham - wyszeptał 
Z oczu popłynęło mi kilka kropel łez, Jamie pocałował mnie w policzek i wytarł je kciukiem. 
- Proszę oto kamień z źródła strumienia mnichów Karakatów - powiedział Hum dając mi go do ręki 
W jednej chwili poczułam ciepło, błogość jaką dał magiczny przedmiot z raju. Dodał mi energii i mocy żeby stawić się złu i uratować siostrę.

czwartek, 9 października 2014

Rozdział czwarty


Wyszłam z pokoju na korytarz ciągle myśląc o nowych "znajomych" i czekających mnie zadaniach. Na korytarzu nie było Jamie'go - nic dziwnego,że Mackenzie i Liv uraczyły mnie swoim przybyciem -  więc postanowiłam go poszukać. Szłam zielonym korytarzem przed siebie mijając co metr półkoliste okna wychodzące na prześliczny ogród Mnichów. Dopiero po jakimś czasie znalazłam ciemno-brązowe drzwi, które oczywiście musiały były zamknięte. Gdy się im przyglądałam zaciekawił mnie znak na samym środku. Był podobny do tego jaki narysował Jamie na wrotach do salonu strażników. Przesunęłam palcami po wyrytej literce i od razu poczułam ciepło i błogość- takie same uczucia miałam w raju. Jednej sekundzie moja ręka zapragnęła dotknąć złotej klamki, lekko smagnęłam pacami po gładkiej powierzchni, a drzwi się otworzyły. Stanęłam jak wryta, nie wiedziałam co się właściwie stało, pchnęłam je i weszłam do środka. Był to niewielki, czarny pokój z kilkoma szafami. Podeszłam do pierwszej z brzegu i już chciałam ją otworzyć kiedy usłyszałam:
- Co ty tu robisz? 
- Szukałam Jamie'go... - zaczęłam się tłumaczyć, ale mi przerwano 
- Nie wolno ci tu wchodzić! Wyjdź stąd! - krzyknął wysoki, dobrze zbudowany brunet 
- Przep ... - znów nie dokończyłam  
- Chodź za mną! - rozkazał 
Wyszłam z pomieszczenia na korytarz patrząc jak tajemniczy chłopak zamyka drzwi magicznym przedmiotem. Gdy skończył złapał mnie za nadgarstek i pociągną za sobą. Szliśmy, a raczej biegliśmy przez kręte korytarze wchodząc i schodząc po stromych schodach. Potykałam się cały czas, ale silny chłopak podtrzymywał mnie na nogach. Wreszcie dotarliśmy do wielkich czarnych wrót - zresztą podobnych do tych jakie były wejściem do sali strażników - które od razu się przed nami otworzył. W środku byli (chyba) wszyscy, których widziałam dzień wcześniej. Była to wielka hala gdzie zebrani ćwiczyli bardzo intensywnie - biegali, skakali, robili salta. fikołki, a nawet walczyli. Zauważyłam Mackenzie i Liv biegające na bieżniach w bardzo obcisłych strojach i butach na obcasie, obie miały związane włosy w kitki. Rozglądając się dookoła nie widziałam nigdzie Jamie'go, a także tajemniczy chłopak też gdzieś zniknął. Stałam tak na środku sali w ogóle nie zauważona, kiedy nagle koło mnie pojawił się Jass z szerokim uśmiechem mówiąc: 
- Przepraszam, że cię zostawiłem nagła sprawa, ale widzę, że sobie poradziłaś
- Chyba tak ... - powiedziałam gdy nagle przerwał mi ten sam chłopak co mnie tu przyprowadził
- Węszyła w schowku! Mówiłem, że nie można jej ufać! 
- Uspokój się Bronx, nic złego przecież nie zrobiła - spokojnie powiedział Jamie 
- Jak nie jak weszła ... 
- Bronx zapraszam cię do mojego gabinetu - przerwał mu Magnus
- Idź! Wołają cię - rozkazał Jass
Chłopak o imieniu Bronx poszedł po schodach na górę do gabinetu przełożonego cały czas mierząc mnie wzrokiem. 
- Chodź pokażę ci na początek parę chwytów - zaproponował Jamie
- Okey - zgodziłam się i poszłam za nim na ring
Weszłam na podwyższony kwadrat otoczony grubymi sznurami - oznaczającymi pole walki. Jass rzucił mi rękawice bokserskie, a sam wziął do ręki miękką tarczę do uderzeń.
- Teraz uderz z całej siły - rozkazał stając w gotowości
- Nie jestem pewna... - zaczęłam, ale Jamie mi przerwał
- Już
Z całej siły uderzyłam prawą ręka w sam środek tarczy - niestety nie jestem, aż taka silna i poczułam straszny ból przeszywający mnie od palców po same ramię.- ale Jamie i tak stał nieruszony.
- Skup się! - powiedział rozkazującym tonem - Tarcza jest twoim najgorszym wrogiem i ty musisz ją pokonać!
Kiwając głową, że zrozumiałam skupiłam całą swoją moc na nieprzyjaciołach takich jak Mackenzie oraz Liv i walnęłam pięścią, a potem nogą robiąc obrót i znów ręką. Powtórzyłam ten czyn chyba ze sto razy i ani razu Jamie się nie ruszył- stał nieruchomo jak kamień. Po pół godziny byłam cała mokra i moja energia wyparowała ze mnie jak powietrze z balona. Nogi się pod mną ugięły i spadłam na podłogę. Zmęczona wysiłkiem - jaki sprawiły ćwiczenia - musiałam zemdleć, bo obudziłam się następnego dnia.
- Znów przepraszam - powiedział Jamie
- Za co? - spytałam zdziwiona
- Zemdlałaś przez mnie. Zapomniałem, że nie masz kondycji i za bardzo z ciebie wycisnąłem - odpowiedział z tak opiekuńczym tonem (seksownym), którego wcześniej nie słyszałam, że nie potrafiłam od niego oczu oderwać
- To ja powinnam przeprosić za to, że jestem taką ciamajdą, która ciągle mdleje
- Według mnie całkiem przyjemnie jest cię nosić - przyznał się Jass
Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział. Moje serce zaczęło bić mocniej - naprawdę się zakochałam.
Rumieniąc się zasugerowałam:
- Mogę na początek pobiegać, a potem walczyć
- Dobrze, ale najpierw musisz coś zjeść
Wstałam z łóżka, jeszcze mi się trochę kręciło w głowie i prawie bym zleciała na podłogę, ale Jass mnie złapał.
- Nie sądziłem, że tak szybko będziesz chciała być z powrotem w moich ramionach - powiedział to z wielkim (ślicznym) uśmiechem
- Chyba śnisz - powiedziałam puszczając jego mocne i twarde bicepsy
-  Okey, chodź śpiąca królewno - mówiąc to zaśmiał się otwierając drzwi
Szliśmy przez długi i wąski korytarz w ciszy. Bardzo mnie to irytowało więc zapytałam:
- Ten schowek z szafami to wasz składzik na broń?
- Tak - odpowiedział zdawkowo
- Czemu ten chłopak był taki wściekły, że tam weszłam?
- Bo wiedział, że jesteś jedną z nas, on nie lubi nowych
- Jak jedną z was?
- Otworzyłaś drzwi magią bez użycia penmagicus - odpowiedział z lekkim uśmiechem
- Co to jest penmagicus? - zapytałam zdziwiona
- Wiedziałem, że o to zapytasz - z wielkim uśmiechem wyciągnął z buta zwykły, a raczej tak myślałam czarny długopis - To jest penmagicus
- Do czego to służy?
- Otwierasz tym drzwi różnego rodzaju. Jest to też naszą obrona przed nie proszonymi gośćmi
- Jakimi gośćmi? - znów zapytałam bardzo ciekawa kim oni są
- Czy ty zawsze zadajesz tyle pytań?
- Jeśli muszę - powiedziałam śmiejąc się
W końcu dotarliśmy do czarny niewielkich drzwi, które jak zwykle były zamknięte i Jass musiał je otworzyć penmagicus'em rysując jakiś dziwny kształt.
- Zawsze musicie to rysować? - zapytałam
- Tak, można też tak jak ty to zrobiłaś- otworzyć je magią
Była to stołówka wszystkich strażników. Obecnych było tylko około 10 osób. Jak dobrze, że nie ma Mackenzie i Liv - nie, żebym się ich bałam czy coś, nie chciałam tylko by była jakaś awantura - za to przy jednym ze stoliku siedział jakże bardzo zły - pewnie na mój widok - Bronx. Szłam z Jamie do wielkiego, podłużnego stołu na którym znajdowało się jedzenie i picie. Oczywiście wszyscy obecni musieli się na mnie gapić - tak jakbym była zwierzyną, którą trzeba upolować i zabić. Jass podszedł do jednego ze stolików- przy którym siedziało trzech chłopców - zostawił mnie i poszedł po jedzenie. - Cześć jestem Sean, a ty pewnie jesteś Issabella - przedstawił się jeden z brunetów
- Hej! Miło mi cię poznać i tak jestem Issabella - odpowiedziałam
- To są bliźniacy Derek i Lucas  - powiedział Sean
- Hej! - powiedzieli zgodnym tonem bracia
- Cześć - odpowiedziałam, za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć
- Spoko możesz przy nas wyluzować, wiemy, że jesteś jedną z nas - zauważył Derek
- Otworzyłaś schowek magią to dowodzi na to, że musisz być jedną z nas - wtrącił Lucas
Przy stoliku pojawił się Jamie z dwiema tackami pełnymi jedzenia.
- To dla ciebie - powiedział kładąc przed mną
- Dzięki
Na moim talerzu znajdowało się dużo mięsa i ryżu - zapomniałam mu powiedzieć, że jestem wegetarianką i nie jadam biednych zamordowanych zwierząt. Wzięłam widelec i zaczęłam jeść sam ryż.
- Stary ona jest wegetarianką - zauważył Sean
- Naprawdę? - zapytał speszony Jamie
- Tak. Skąd wiedziałeś, że nią jestem - odpowiedziałam pytając Sean
- Moja siostra też je same zielone, widzę, że będzie miała wsparcie w tym mięsożernym gronie
- Twoja siostra? - zapytałam domyślając się kim była
- Liv, jest zaskakująco piękna jak ja - powiedział przechwalając się dla żartów
- Stary ty jak coś walniesz to mamy później z ciebie bekę - zauważył śmiejący się do łez Derek
- To może przyniosę ci sałatki - zaproponował Jamie
- Dzięki, ale pójdę sama
Wstałam od stołu zabrałam tackę i skierowałam się w stronę lady z jedzeniem. Szukałam sałatki, która nie ma zawartości mięsa i wzięłam jakąś z kukurydzą i brokułami. Złapałam sok pomarańczowy i udałam się do chłopców śmiejący się do łez z Sean'a.
- Masz szczęście, że szkoli cię Jass - powiedział Lucas
- Czemu? - zapytałam siadając i biorąc się za sałatkę
- Bo będziesz mieć więcej siły gdy zobaczysz go bez koszulki - zaśmiał się odpowiadając
Widziałam jak Jamie robi się czerwony nie ze złości, ale ze śmiechu - cieszyło mnie to, że śmiał się z siebie, a nie obrażał - ja też się zaśmiałam i zaczęłam jeść. Po posiłku poszłam z Jasse'm do ogrodów mnichów, aby się przewietrzyć.
- Chłopcy są bardzo weseli - zauważyłam
- Tak najśmieszniejsi ze wszystkich strażników - dodał
Szliśmy na wytyczonej ścieżce, aż dotarliśmy do złotej ławki, obsianej dookoła różami. Usiedliśmy kolo siebie (dość blisko) i patrzyliśmy na zachodzące słońce - było przecudnie.
- Jak stałeś się strażnikiem? - zapytałam przerywając ciszę
- Mój tata był strażnikiem, szkolił mnie, aż i ja nim zostałem- odpowiedział smutnym tonem, z którego wynikało, że jego tata nie żyje
- Bardzo tu ładnie - powiedziałam zmieniając temat
- Tak. - zgodził się - Jesteś inna wiesz ...?
- Tak? - zapytałam zdziwiona
- Jesteś miła, zabawna, delikatna. Potrafisz zmienić delikatnie temat na który znasz odpowiedź - mówił to z lekką łzą w oku - Jesteś piękna .... ja się w tobie zakochałem
Nie wiedziałam co powiedzieć, patrzyłam jak jedna łza spływa mu po policzku. Musnęłam delikatnie kciukiem po jego twarzy, a on złapał mnie za niego i ucałował. Potem przysunął się bliżej i połączył swoje niebiańskie usta z moimi. Nasze oddechy połączył się w jeden, czułam jego miętowo- truskawkowy smak. Całowaliśmy się bez opamiętania nie przejmując się niczym innym. Nasze nosy stykały się o siebie, usta ciągle złączone były wilgotne. Tą piękną i niezapomnianą chwilę przerwały nam zimne krople deszczu. Otworzyłam oczy i widziałam przed sobą najładniejszy morski kolor - jaki tylko sobie można wymarzyć. Jamie uśmiechnął się do mnie ja odwzajemniłam mu się tym samym, wstaliśmy trzymając się za ręce i biegną do świątyni.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział trzeci


Kiedy drzwi się otworzył moim oczom ukazało się około 20 postaci w tym dwie nieskazitelne dziewczyny. Obie były wysokie, szczupłe i po prostu po między tymi facetami wyglądały jak drogocenne diamenty. Weszłam z Jamie do wielkiej sali w ciemnych kolorach, wszyscy obecni patrzyli się na nas - głownie dla tego, że trzymał mnie za rękę- szliśmy przez środek, a wokoło stali chłopcy wieku około szesnastu do osiemnastu lat. Byli oczywiście ubrani na czarno, ale nie widziałam żadnego podkreślam żadnego blondyna -Jamie był jedyny, co bardzo mnie podniecało. Dotarliśmy do końca sali i stanęliśmy na podwyższeniu, wszyscy zebrali się dookoła. Nagle z tłumu wyszedł starszy mężczyzna- zaskoczyło mnie to, że miał na sobie czarny garnitur z zielonym krawatem i czerwonymi butami - stanął na środku i powiedział wskazując na mnie: 
- To nasza jedyna szansa przeciwko złu! 
W tłumie zerwały się głośne oburzenia i pomruki z czego słyszałam, że nie można mi zaufać, że jestem pomocnikiem królowej cieni itp.
- Ona nie jest nawet wyszkolona - krzyknął jakiś chłopak
- Cisza! - zdenerwował się starszy mężczyzna 
Wszyscy tu obecni ucichli na doniosły głos staruszka. Obserwowałam te dwie dziewczyny, które patrzył na mnie ze złością - jestem pewna, że chodziło o Jamie'go - odwróciłam wzrok na innych i z trudnością wyswobodziłam rękę od osoby stojącej obok mnie. 
- Issabell będzie szkolona przez Jessa. Mamy jeszcze trochę czasu więc zdąży. Wy zaś macie mu pomagać, uczyć Issabellę nie tylko sztuki walki, ale również nauki naszego świata. Zrozumiano? 
Usłyszałam zgodne tak i poczułam się jak ktoś ważny, spodobało mi się to. 
- Teraz wszyscy do swoich obowiązków. Natychmiast! - krzyknął podchodząc do mnie
Z bliska zauważyłam na jego twarzy dwie blizny koło prawego oka. Wyglądały jakby ktoś albo coś zatopiło w jego policzku pazury. 
- Witaj Issabello jestem Magnus, przełożony strażników, a także najstarszy strażnik ze wszystkich tu obecnych - powiedział ukazując białe zęby 
- Dzień dobry - nie wiedziałam co powiedzieć 
- Jak widzisz jest nas nie wielu przez ... - urwał bardzo szybko 
- Może cię oprowadzę? - zapytał Jamie lekko zdenerwowany 
Widziałam, że coś jest na rzeczy, bo Magnus był cały czerwony,a Jess zdenerwowany. Pomyślałam, że lepiej dowiedzieć się teraz prawdy niż później. Więc powiedziałam:
- Lepiej powiedzcie o co chodzi - zażądałam stanowczo 
- Słucham? - zdziwił się jeszcze czerwony strażnik 
- Proszę powiedźcie co się stało? - nadal się upierałam 
- Nic ... - powiedział Jamie schodząc z podwyższenia 
- Zaczekaj! - krzyknęłam, podchodząc do niego - Nie tak łatwo mnie oszukać, Łucji nigdy się nie udawało. Powiedz! 
Jess zerknął na Magnusa błagająco - myślał, że nie widzę - aby mi powiedzieć, a ten uległ mu kiwnąwszy głową.
- No ... więc - zaczął Jamie -możesz w to nie uwierzyć- zastrzegał - twój dziadek gdy był u nas 100 lat temu u ciebie będzie to około 20 lat, wkręcił się do kręgu królowej cieni. Tam był jej ulubieńcem zawsze po jej prawym boku. Spodobało mu się to i chciał więcej. Kiedy władczyni spała poderżnął jej gardło i zabrał koronę. Chciał być królem,  niestety siostra Eleonory w zemście wyrzuciła go z królestwa cieni i rzuciła klątwę śmiertelną na jego rodzinę. Tak więc dlatego twoja siostra umiera.
- Ale ja też jestem jego rodziną, a moi rodzice? Im też coś się stanie? - zapytałam z płaczem
- Nie, ponieważ królowa Xenofilia chce młode życie takie jak twojej siostry. To będzie idealna zemsta za siostrę.
- Ja ja nie wierzę, to wszystko sen. Zły sen! - rozpłakałam się bardziej osuwając na zimną, ciemną podłogę 

*

Uniosłam powoli powieki i ujrzałam nad sobą piękne morskie oczy - chyba się w nich zakochałam - i nabrzmiałe usta od lekkiego przygryzania, które coś mówiły:
- Jesteś tam? Hallo? - zapytał 
Otrząsnęłam się z zamyślenia i uśmiechnęłam do niego. On odwzajemnił się tym samym mówiąc:
- Odleciałaś królewno ... chyba przez mnie - przyznał się lekko rumieniąc 
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to przez dziadka 
- Przykro mi, że się tak stało - pocieszał mnie - trzeba wziąć się w garść i zacząć szkolenie 
- Okey zrobię to dla Łucji - powiedziałam wstając z łóżka - Tak właściwie ile ty masz lat?
- Niezłe pytanie, pewnie wpadłaś na nie kiedy mówiłem, że sytuacja z twoim dziadkiem była 100 lat temu ...
- No, tak. Bystra jestem prawda? - powiedziałam przerywając mu 
- Haha i szczera, a więc mam - tylko się nie przestrasz - 755 lat 
- Wow nieźle staruszku haha... moment to ile lat ma Magnus? - zapytałam z wielką ciekawością 
-  Ma około 2064 lata, ale są starsi od niego
- Mnisi - bardziej zasugerowałam niż zapytałam
- Tak. Dobra ruszaj się czas na trening - powiedział podając mi czarne ubrania 
- Znowu czarny co wy macie z tym kolorem? - marudziłam idąc za parawan 
- Czekam na zewnątrz. Tylko się pośpiesz - ponaglał mnie wychodząc 
- Okey 
Zakładałam obcisłe leginsy i bluzkę na ramiączkach kiedy ktoś zapukał do drzwi
- Już idę, ale jesteś niecierpliwy - krzyknęłam zakładając buty na obcasie (jak można w nich ćwiczyć)
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Moim oczom ukazały się dwie nieskazitelne dziewczyny.
- Hej! - powiedziała pierwsza
- Cześć - odpowiedziałam
- Jestem Mackenzie, a to jest Liv jedyne dziewczyny strażniczki 
- Nie za bardzo rozumiem - powiedziałam 
- Mmm ... taka ładna, a nic nie rozumie. Masz odczepić się od Jamie'go, jest nasz! - krzyknęła wychodząc z pokoju i ciągnąć za sobą Liv 
Zrozumiałam wtedy, że nie będzie mi łatwo szczególnie, że mam już dwie przeciwniczki i pewnie kilku wrogów. 

sobota, 4 października 2014

Rozdział drugi


Byłam sama po środku raju. Bez tajemniczego głosu, siostry i rodziców. Nie wiedziałam co mam robić, tylko myślałam. W mojej głowie zapanował chaos i lament. Myśli, których było mnóstwo nic nie pomogły, dlatego zaczęłam mieć wrażenie, że to nie działa. Usiadłam na miękkiej trawie i rozważałam co mam zrobić. W prawej ręce nadal trzymałam kamień mnichów Karakatów więc zaczęłam przekładać go z jednej do drugiej ręki przyglądając mu się z uwagą. Był wielkości śliwki jego kolor naprawdę przyciągał, bo nie widziałam wcześniej takiego odcienia zieleni. Gdy tak się na niego patrzyła, a moje myśli przyciągali mnisi Karakatowie poczułam jak ziemia się pod mną zapada. Na początku bardzo się bałam, bo wciągała mnie ziemia, ale potem kamień dodał mi odwagi i zleciałam w dół. Leciałam znów przez błękitne chmury, które były bardzo ładne - zwłaszcza, że był zachód słońca - czując mocny podmuch wiatru niosący zapach konwalii i róż. Najładniejsze zestawienie - wiem to, bo uwielbiam te kwiaty - tylko dlaczego akurat one ? Powoli w dole widziałam przybliżające się obiekty. Było dużo zieleni i czerwieni - to drugie to pewnie dachy domów. Byłam coraz bliżej gdy uświadomiłam sobie, że pod mną jest małe jeziorko, którego wcześniej nie widziałam. Leciałam albo raczej spadałam prosto do niego! Teraz zaczęłam się bać bo nie potrafię pływać. Zauważyłam kilku ludzi stojących obok i zaczęłam machać rękami i krzyczeć:
- Ratunku nie ... - urwałam wpadając do wody i nabierając wody w usta inaczej topiłam się
Próbowałam płynąć w górę, ale na próżno z zamkniętymi oczami nic się nie da zrobić poza tym woda była lodowata. Usłyszałam plusk ktoś chyba też wskoczył by mnie uratować. Dzięki Bogu. Poczułam silne ręce łapiące mnie w tali i naprawdę ładny zapachy - jak ja to czułam przecież byłam pod wodą?
Moja głowa wydostała się na powierzchnię zaczęłam łapać oddech, którego mi brakowało. Zostałam cała wyciągnięta z wody i położona na (znowu ciepłej) trawie. Miałam ciągle zamknięte oczy i trzęsłam się z zimna słyszałam tylko głosy:
- Nic jej nie będzie - powiedział pierwszy głos 
-  Czyli to ona ? - zapytał drugi
- Tak ona. Zabierzmy ją stąd - powiedział trzeci
Zostałam uniesiona i położona na miękkim płótnie, który pachniał nieziemsko. Nadal słyszałam głosy tylko tak jakby zaczęły się zlewać ze sobą i chyba zasnęłam ...

*

Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się w pomieszczeniu, które było puste. Ściany całe białe, podłoga o losie była czerwona, a łóżko na którym spałam było z bambusa. Koc pod którym ktoś mnie przykrył by zielony. Poza tym nic więcej tu nie było albo nie w kącie stała taka zasłonka jak u lekarza tylko, że ta była zielona. Gdy tak się rozglądałam do pokoju weszli dwaj mężczyźni jeden w czerwonym habicie, a drugi w zielonym. Co oni mają z tymi kolorami? Tylko jeden z nich był ubrany normalnie i cały na czarno. Był młodszy od tamtych i przystojniejszy . I właśnie on jako pierwszy się odezwał:
- Jak się masz Issabello ?
- Yyy.... dobrze tak sądzę 
- Czekaliśmy na ciebie - powiedział ten w czerwonym
- Serio ? Czemu? - zapytałam
- Bo tylko ty pomożesz nam przeciwko złu - odpowiedział spokojnym monotonnym głosem ten w zielonym. Irytujące. bo brzmiał jak ten głos w raju. Czy to zbieg okoliczności ?
- Jakiemu złu ? Ja muszę uratować swoją siostrę! 
- I zrobisz to w odpowiednim czasie - powiedział mężczyzna w czerwonym habicie 
- Jakim czasie Łucja umiera ! Muszę jej pomóc ! - krzyknęłam
- Proszę nie podnoś głosu w świątyni mnichów Karakatów - odrzekł ten w zielonym
- I spokojnie twoja siostra nie umrze tak szybko - zapewnił chłopak w czarnym
- Właściwie kim wy jesteście ?- zapytałam
- Jesteśmy mnichami Karakatowie, którzy strzegą dobra od zła i pilnują raju 
- Aha, a twoje imię brzmi ? 
- Jestem Humiku, ale możesz mi mówić Hum - powiedział mnich w czerwonym
- Ja jestem Rokannas inaczej Roks - powiedział spokojnym głosem
- Czyli to ty jesteś głosem z Raju ?
- Nie ale mam podobne brzmienie - odpowiedział
- Aha. A ty jak masz na imię i czemu nie jesteś w habicie ? - zapytałam chłopca w czarnym
- Nie jestem mnichem. Mam na imię Jamie i strzegę bram raju i świątyni Karakatów 
- Miło mi cię ... znaczy was wszystkich poznać. raczej przedstawiać się nie muszę, bo mnie znacie. - powiedziałam uśmiechając się 
- Tak znam cię ale też nie za dobrze - powiedział Jamie 
Zauważyłam, że jego oczy miały morski kolor nigdy wcześniej się z takimi nie spotkałam. Właściwie bardzo mi się spodobał. Był wysoki, szczupły dobrze zbudowany- widziałam muskuły, bo miał t-shirt na krótki rękawek. Nawet był blondynem. Ja byłam jego przeciwieństwem miałam ciemno-brązowe włosy i piwne oczy. Moje myśli przerwał Hum:
- Issabello musimy cię wdrążyć 
- W co ?
- W twoje zadanie - oznajmił
- Aha, co mam zrobić ?
- To wszystko powie ci Jamie - powiedział Roks
Oboje z Hum'em wyszli z pokoju zostawiając nas samych. 
- Ciekawe są tutaj kolory - powiedziałam przerywając ciszę
- Tak mnisi Karakatowie są związani z naturą stąd kolor zielony, a czerwony to miłość do bliźnich 
- Rozumiem. Wdrążysz mnie w to zadanie ? - zapytałam
- Tak, ale na początek strój - powiedział w skazując na moją niebieską piżamę, której nie zmieniłam
- No tak wciągnęliście mnie kiedy wstałam, więc bez pretensji 
- To nie my cię wciągnęliśmy tylko twoja siostra ona otworzyła portal - powiedział 
- Jaki portal ? - zdziwiłam się 
- U was był nim obraz z królową Cieni. Źli go podesłali byście do niego weszły - odrzekł 
- Jaka królowa, tam byłam ja! - powiedziałam głośniej niż przedtem 
- Po pierwsze nie krzycz ...
- Nie krzyczę - przerwałam mu oburzona 
- Po drugie to był magiczny obraz i zobaczyłaś tam siebie, bo jako pierwsza go zauważyłaś,a po trzecie wstawaj, bo jest już późno - rozkazał 
- Jesteś podobny do mojej siostry - zauważyłam 
- Też ma takie piękne blond włosy jak ja ? - zapytał z uśmiechem 
- Nie, ale rządzi się tak ja ty, jest punktualna i kurcze ale z ciebie narcyz 
- Dobra. Choć marudo - kiwną na mnie ręką wychodząc z pokoju i się śmiejąc
- Nie jestem marudą - oburzyłam się i wstałam z łóżka 
Wyszłam z pokoju i zdziwiłam się, bo ściany korytarza były żółte. Dogoniłam Jamie'go, który stał przy drewnianych drzwiach z 8 metrów od mnie. 
- Co jest w środku ? - zapytałam 
- Zobaczysz - powiedział uśmiechając się 
Nacisnęłam na klamkę i weszłam. Był to mały pokoi cały czerwony- znów te kolory. Przynajmniej nie był pusty. Przy ścianie po lewej stronie stały dwie szafy, a po prawej zielone parawany. Na środku było okno, które dawało trochę światła. Po lewej za szafa był drzwi z których wyszła kobieta:
- Witaj Issabello. Jestem Jowita - przywitała mnie kłaniając się 
- Dzień dobry - odpowiedziałam
Jowita była zgrabną, wysoką kobieta w średnim wieku. Ubrana w długą suknie koloru ziemi - uff w końcu inny kolor - zakrywającą kostki. Miała warkocza splecionego na bok. 
- Podejdź do mnie dziecko 
Podeszłam do niej i widziałam jak uśmiechający się Jamie zamyka drzwi. Jowita wzięła miarkę krawiecką i zaczęła mierzyć mnie w tali potem podeszła do pierwszej szafy i grzebała w niej dość długo gdy nie powiedziała:
- Wreszcie znalazłam, a myślałam, że już nie ma 
Wyciągnęła z niej obcisłe rurki, bluzkę na krótki rękawek i bardzo elegancką skórę wszystko było czarne. Podała mi to i wskazała parawan. Gdy się ubierałam co wcale nie było łatwe - obcisłe rurki strasznie trudno ubrać - Jowita szukała butów i ciągle mówiła "nie te", "te nie pasują". Ubrana już w seksowne rurki i bluzkę usłyszałam:
- Idealne! Ubrałaś się już ? 
- Tak - odpowiedziałam i wyszłam za parawanu 
- Przepięknie tylko brakuje tego - wskazała na buty 
- Ja w takich butach się zabiję - powiedziałam śmiejąc się 
- Kochana strażnicy muszą być specjalnie ubrani, a takie buty to konieczność - wytłumaczyła Jowita
- Inne dziewczyny też noszą takie kozaki na obcasie ? - zapytałam ubierając je na nogi
- Są tylko dwie dziewczyny i tak noszą je. Głównie po to, by mieć fory u innych strażników - powiedziała 
- Tylko dwie ? - zdziwiłam się
- Tak  za chwilę się z nimi poznasz, ale musisz się pospieszyć - ponagliła mnie otwierając drzwi 
- Dziękuje - powiedziałam wychodząc 
- Powodzenia - odpowiedziała z uśmiechem zamykając drzwi 
Jamie stał koło okna gdy wyszłam podszedł do mnie i powiedział:
- Wyglądasz pięknie 
- Yyy dziękuje - powiedziałam rumieniąc się 
Złapał mnie za rękę i poprowadził przez kilka długich korytarzy i schodów w dół. Po 15 minutach marszu doszliśmy do wielkich czarnych wrót. Jamie wyciągnął z kieszeni coś podobnego do długopisu i na drzwiach narysował dziwna literę. Było to hasło, by wejść.