... Stoję po środku cmentarza, jest ciemno i ponuro. Wilgotne powietrze daje się we znaki, aż ciarki przechodzą. Z jakiegoś powodu zaczynam biec, jakbym przed czymś uciekała. Teraz już wiem... za mną mknie zakapturzona postać. Jest coraz bliżej - czuje jej zimny oddech na karku - przyśpieszam. Potykam się o wystający z ziemi kamień i upadam przed wielkim nagrobkiem - leże twarzą do ziemi, powoli się podnoszę, włosy mam przyklejone do spoconej twarzy z drżącą ręką odgarniam je i widzę napis - Julieta, Gavin i Łucja. Moim oczom ukazuje się najgorszy obraz - grób moich rodziców, a nawet siostry...
Budzę się cała mokra, strażnicy jeszcze śpią, więc jest mi lżej, że mnie nie widzą. Wstaję i się rozciągam ( boli mnie każda część ciała) zbieram wszystkie włosy do reki i spinam na czubku głowy. Ziewam patrząc na świecące słońce, kiedy nagle czuję przenikliwie- pulsujące gorąco na nodze - już wiem, że to kamień, wyciągam go i widzę jasno żółty kolor. Instynkt podpowiada mi żebym poszła w głąb lasu rozum mówi nie, bo może mnie spotkać niebezpieczeństwo. Jednak jestem strasznie ciekawa czemu kamień zmienił po raz kolejny kolor więc poszłam w stronę wysokich, gęstych drzew. Otaczały mnie majestatyczne, zielone korony i piękny zapach świeżego powietrza słyszałam ćwierkanie skowronków i stukanie dzięcioła - byłam w raju. Szłam przed siebie i wsłuchiwałam się w szum liści i piękny śpiew ptaków. Czułam radość i ciepło, a jednocześnie cząstka mnie była zdenerwowana i smutna - coś miało się wydarzyć. Słońce, które dotychczas mocno świeciło schowało się za ciemne chmury dając tym chłodne powietrze i ponure niebo. Za drzew pojawił się wilk - ten sam, którego zranił Bronx - i zakapturzona postać z mojego koszmaru. Wiedziałam, że stanie się coś złego, ale nie sądziłam, że będzie to mój sen. Znów byłam w niebezpieczeństwie jedyne co trzymało mnie jeszcze twardo na nogach to kamień mnichów. Ściskałam go gorączkowo z myślą, że uda mi się znaleźć wyjście sytuacji. Wilk zaczął krążyć w około postaci, a ona kościstym palcem wskazującym przywoływałam mnie do siebie. Co miałam zrobić? Musiałam podejść, przyciągała mnie ciekawość, a jednocześnie strach - co by się stało gdyby ... Od tajemniczej osoby dzieliło mnie kilka kroków, czułam ten sam zimny powiew wiatru. Tajemnicza postać była pochylona więc nie widziałam jej twarzy, ale słyszałam co mówiła:
- Czemu się boisz?
- Skąd ten pomysł? - odpowiedziałam z odwagą
- Widzę to ... i czuję
- Jak? - zapytałam podchodząc bliżej
- Znam uczucia każdego człowieka i nie tylko - powiedziała unosząc lekko głowę
- Kim jesteś? - ponownie zapytałam stając, bo bałam się podejść bliżej
- Zgadnij ... - powiedziała prostując rękę i muskając mój policzek kościstym palcem, zrobiło mi się zimno i zaczęłam się trząść
- Duchem? - zapytałam szczekając zębami
- Nie
- Trupem?
- Nie jest to poprawna odpowiedź
Postać opuściła rękę i zaczęła okrążać mnie dookoła, a mi z każdą chwilą było zimniej.
- Ty znasz odpowiedź - powiedziała
Myśl, która narzucała mi się od początku, ale bałam się ją wypowiedzieć była ... prawdą. Z trudem przełknęłam ślinę i wypowiedziałam to słowo zamykając oczy, bo nie chciałam widzieć co się za chwilę stanie.
- Śmiercią
- Oczywiście słonko - powiedziała i położyła mi dłoń na ramieniu - nie musisz się mnie bać, otwórz swoje prześliczne, piwne oczka
Zrobiłam to co kazała i tak jak myślałam nie byłam już w ciemnym lesie. Znajdowałam się na cmentarzu w białej mgiełce. Nie chciałam tu być, bałam się każdej sekundy, która nadejdzie. Usłyszałam głosy, ale w tej mgle nie widziałam nikogo. Nagle z mojej prawej strony pojawił się śnieżno- biały wilk, a z lewej ciemno-szary. Zwierzęta patrzył na siebie wrogo i były gotowe do ataku. Zaczęły szybko biec w swoją stronę i w jednej chwili skoczył ... widziałam tryskającą krew i słyszałam skowyt. Sierść latała wszędzie, ale była to tylko jedna, a mianowicie biała. Śnieżny wilk runą z hukiem na ziemię, a szary zaczął wgryzać się w jego ciało - powoli je zżerając. W moich oczach wezbrały się łzy, widziałam śmierć gorszą niż moich rodziców. Czemu ukazały się te zwierzęta?
- Twoje myśl są bardzo ciekawe - usłyszałam głos
- Odczep się od mnie! - krzyknęłam płacząc
- Spokojnie, nie chcesz znać odpowiedzi na twoje pytanie? - zapytał głos
- O wilkach?
- Tak
- Mów - rozkazałam
- Otóż śnieżny wilk to interpretacja dobra, a szary to zła - powiedział
- Ale to znaczy, że wygrało zło!
- Tak - odpowiedziała śmierć stając tuż za mną
Odwróciłam się w jej stronę i aż podskoczyłam ze strachu. Przed mną ukazała się najgorsza twarz - jeśli można to nazwać twarzą - bez nosa, oczu i włosów. Był tylko wąskie, proste usta zszyte razem, ale jakimś cudem słychać było z nich dźwięk. Łysa czaszka bez uszu przyprawiała mnie o dreszcze.
- Nie musisz się mnie bać - powiedziała
- Nie mam pewności ... - zaczęłam ale nie mogłam skończyć, za bardzo bałam się tego słowa
- Czy cię nie zabiję? - śmierć dokończyła za mnie
- Tak - przytaknęłam
- Nie
Poczułam ulgę, ale nie na długo, bo oto za śmiercią pojawili się rodzice. Byli smutni, ponurzy i przezroczyści - widziałam przez ich "ciała" ciemne nagrobki i drzewa. Stanęli po moich bokach otulając chłodnymi ramionami - nie czułam radości z ich obecności, bo wiedziałam, że to nie oni... to sobowtóry, których nie chciałam znać - przesunęłam się do tyłu, aby mnie nie dotykały. Odwrócili głowy w moją stronę i zgodnym tonem powiedzieli:
- Nie musisz się nas obawiać
- Mówiłaś, że nic mi nie zrobisz - powiedziałam przerażona
- Ja nie, ale oni chcą żeby ich córeczka dołączyła do tego dobrego świata - odpowiedziała
- Dobrego? Raczej złego - sprostowałam cofając się do tyłu
- Po co uciekasz? - zapytali rodzice sunąc w moją stronę z wyprostowanymi rękami, jakby chcieli mnie złapać
- Nie uciekam - kłamałam
W jednej chwili rzuciłam się pędem w przeciwną stronę niż stali rodzice. Biegłam ile sił w nogach nie patrząc gdzie stawiam stopy. Brakowało mi tchu i włosy przyklejały się do spoconego czoła. Było podobnie jak w śnie i wiedziałam, że za chwilę potknę się o wystający z ziemi kamień i legnę jak długa przed nagrobkiem mojej rodziny. Tak się właśnie stało, leżałam na zimnym, twardym gruncie myśląc o tym co za chwilę będzie. Podniosłam głowę i powoli uniosłam powieki, które miałam zamknięte i ujrzałam napis Julieta oraz Gavin. Nie było imienia mojej siostrzyczki - poczułam wielką ulgę, ale też smutek, bo nie byłam na pogrzebie rodziców - otarłam wierzchem dłoni spocone czoło i dotknęłam nagrobka. Ciemna, chropowata i lodowata powierzchnia o którą się oparłam dodała mi sił. Wstałam rozglądają się wokoło nie było ich tu - śmierci ani sobowtórów - podeszłam bliżej tablicy z imionami rodziców i musnęłam delikatnie wyryte litery. Czułam ich obecność, wiedziałam, że są tutaj - blisko mnie. Pochyliłam się i ucałowałam nagrobek - tak jakbym całowałam mamę i tatę. Z trudem wyprostowałam się i skierowałam w stronę lasu - ta droga według mnie była najlepsza. Powoli zbliżałam się do wysokich, suchych (bez liści) drzew, kiedy usłyszałam mocny i głęboki głos:
- Strzeż się, oni powrócą
Były to najgorsze słowa, które usłyszałam w całym moim życiu.
*
Byłam pomiędzy szarymi drzewami gdy las zazielenił się, a słońce wyszło za chmur - powróciłam do majestatycznego piękna. Targały mną uczucia - smutek (rodzice i siostra), radość (uciekłam od śmierci) - kiedy zbliżałam się do nadal śpiących strażników. Usiadłam na pniu ściętego drzewa i wpatrywałam się w promyki złocistego słońca. Ciepły wiatr otulał mnie i kołysał do snu - zamknęłam oczy i marzyłam ...
... Chyba zasnęłam zmęczona całą swoją przygoda, bo obudziła mnie Liv:
- Śpiochu wstawaj - powiedziała z pięknym uśmiechem
- Dobrze - wymamrotałam ziewając - Która godzina?
- Popołudnie, za chwilę wyruszamy
- Kiedy wstaliście?
- Niedawno ... - powiedziała i urwała kiedy podszedł Sean
- Cześć złociutka wiesz jak ładnie spałaś na tym pniu - powiedział ze szczerym uśmiechem- Mmmm ....- nie wiedziałam co powiedzieć, więc zapytałam - Jak?
- Uroczo - rzekł podnosząc jedną brew
- Nie wiedziałam, że mój brat umie coś takiego powiedzieć - wyznała Liv ze zdziwieniem
- Oj malutka jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - odpowiedział otulając ją ramieniem
- Nie jestem mała - zaprzeczyła ze śmiechem
- Wiem ale ja tak cię kocham moja siostrzyczko - przytulił ją mocniej i ucałował czule w czoło
Przed mną stało szczęśliwe rodzeństwo, nie mogłam znieść tej sceny, bo widziałam siebie i Łucję jak same się przytulamy i jesteśmy radosne - przez to uroniłam kilka łez i zrobiło mi się smutno.
- Przepraszamy... zapomniałam, że ... - zaczęła Liv, ale ja jej przerwałam
- Nic nie szkodzi, po prostu za nią tęsknie - wyznałam z krzywym uśmiechem
- Ja chyba bym nie wytrzymała - powiedziała Liv i przytuliła mnie - Przepraszam za to co stało się drugiego dnia w świątyni - szepnęła mi do ucha
- Szczerze mówiąc całkiem o tym zapomniałam - rzekłam z uśmiechem
- To dobrze, a teraz chodźmy coś zjeść - wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą - Słyszałam, że jesteś wegetarianką
- Tak, za bardzo kocham zwierzęta żeby je ranić
- Ja też, chociaż jestem wegetarianką od dziecka, po mamię
- Ja od sześciu lat
- Mhhh... to długo wytrzymałaś. Mięsożerni mają słabą wolę, ale ty jesteś inna - powiedziała odwracając głowę w moja stronę
- Jestem roślinożercom - zaśmiałam się
- To też, widzę w tobie siłę i dobroć oraz szacunek do innego człowieka
- Jak to? Nie rozumiem?
- A fakt...mam taki dar, że znam cechy i myśli innych
- Naprawdę? - zapytałam ze zdumieniem
- No tak i wiem o co chcesz zapytać - powiedziała przystając
Moje policzki zrobiły się czerwone, bo zrozumiałam, że Liv zna moje aktualne myśli o Jamie'm.
- Tak - powiedziała
- Kocha? - zapytałam ze zdziwieniem
- Oczywiście, a co myślałaś? - odparła podnosząc brew (podobnie jak Sean)
- Że kocha Mackenzie - wyznałam czerwieniąc się
- Myśli o tobie cały czas! Nawet teraz!
- Naprawdę?
- Tak. tylko nie mów nikomu, że mam taki dar
- Czekaj co?
- Nikt nie wie, nawet Sean mnisi mi o tym powiedzieli, gdy miałam szkolenie na strażnika
- Dobrze nie powiem - powiedziałam kładąc rękę na sercu - przysięgam
Liv uśmiechnęła się do mnie i ścisnęła mnie za rękę. Polubiłam tę dziewczynę i wydaje mi się, że zostałyśmy przyjaciółkami.
- Więc dziś na śniadanie proponuje muffinkę bananową z wiórkami gorzkiej czekolady
- Mmm... brzmi nieźle, ale skąd ją weżniesz? - zapytałam
- Magia złotko, magia - uśmiechnęła się i wyciągnęła z długiego czarnego kozaka penmagicus'a
Liv zamknęła oczy i zaczęła ruszać ręką, z magicznego przedmiotu zaczęły błyskać niebieskie iskierki i na pniu drzewa ukazał się talerz z muffinkami. Dookoła nas czuć było piękny zapach bananów i czekolady, aż ślinka napływała do ust. Wzięłam jedną i ugryzłam - najlepszą na świecie babeczkę - była tak dobra i aromantyczna, że nie mogłam się powstrzymać i gdy zjadłam pierwszą to sięgnęłam po drugą i dosłownie połknęłam w całości.
- Przepyszne - wyznałam oblizując usta z czekolady
- Wiem, bo to zaklęcie potrafię perfekcyjnie - pochwaliła się z uśmiechem
- Haha właśnie widzę, a inne zaklęcia? - zapytałam z ciekawością
- Zaklęcia waleczne idą mi tak sobie - ściszyła ton - ale nikomu nie mów - lepiej radzę sobie z jedzeniem - zaśmiała się
- Okey - przysięgłam
- Dobra muszę wyczarować coś dla chłopców, niech pomyślę ... stek
- Doskonały pomysł - krzyknął Lucas
- Nie podsłuchuj - odkrzyknęła i zamknęła oczy
Przed nami pojawił się wielki talerz z sześcioma wielkimi krwistymi stekami.
- Super siostrunio - podszedł Sean i pocałował ją delikatnie w czoło
- Zabieraj - odparła
- Już, nie będę cię ranić. Wiem, że tego nie lubisz - powiedział i zabrał talerz w stronę innych strażników
- A Mackenzie? - spytałam,bo zauważyłam tylko sześć steków
- Ona woli sama i nie je przy nas - odpowiedziała
- Nawet przy tobie? - zdziwiłam się
- Ona mnie nie lubi, po prostu w świątyni byłam dla niej koleżanką, aby nie była sama - wyznała
- Rozumiem
- Bo wiesz, dla mnie było obojętnie czy jestem z chłopcami czy z nią, dla nie jej. Tylko wtedy kiedy chodziła z Jamie siedziała z nimi przy stole i spędzała czas
- Długo byli razem? - zapytałam
- Około czterech miesięcy - powiedziała
- A kto ...? - zaczęłam, ale Liv mi przerwała
- On. Po prostu jednego dnia zaprosił ją na piknik i zerwał jakby nigdy nic
Pomyślałam o tym, że nie jesteśmy parą - nie chciałabym zostać tak podle rzucona jak Mackenzie - zrobiło mi się od razu milej na duszy i z uśmiechem zapytałam:
- Liv mam pytanie?
- Tak, chodźmy - wzięła mnie za nadgarstek i skierowałyśmy się na pięknie złote pole
Szłyśmy wśród zbóż stąpając na twardym, suchym gruncie. Promienie słońca grzały nas w głowy, po czole spływał nam pot. Gdy dotarłyśmy do małej polanki na której stał olbrzymi dąb, Liv wyczarowała nam dwie butelki wody i z wielką przyjemnością opróżniłyśmy je do dna. Usiadłyśmy w cieniu - pod majestatyczną, zielona koroną - i zaczęłyśmy ćwiczenia.
- Na początek musisz poczuć w sobie magię - powiedziała Liv
- Jak?
- Zamknij oczy i skup się
Uczyniłam to co kazała mi ciemno włosa przyjaciółka.
- Teraz uwierz w moc magi
Wierzyłam - wiedziałam, że istnieje.
- Pomyśl o czymś miłym
Myślałam o moich rodzicach i siostrze jak kiedyś chodziliśmy na spacery w świetle księżyca i jak razem z Łucja wymyślałyśmy piosenki o najcudowniejszej nocy na świecie - to było moje najpiękniejsze wspomnienie związane z nimi.
- Teraz wyczaruj deszcz
Tylko jak pomyślałam. Jedyne co mi przyszło do głowy to skupić całą swoją uwagę na deszczu i oderwać ją od rodziny. Tak też zrobiłam i od razu poczułam zimne krople na całym ciele, otworzyłam oczy i przed sobą miałam mokrusieńką i uśmiechniętą od ucha do ucha Liv.
- Gratulacje, wyczarowałaś deszcz
- Jesteś mokra - uznałam lekko się pesząc
- Co z tego ty też, a poza tym było mi strasznie gorąco - przyznała
- Co teraz? - spytałam
- Usuń deszcz - poprosiła
- Dobrze
Skupiłam całą swoja uwagę na słońcu i moja moc sprawiła, że już nie padało. Cała szczęśliwa przytuliłam Liv i z uśmiechem krzyknęłam:
- Dziękuje, jesteś wielka!
- Jestem przeciętna metr sześćdziesiąt to wcale nie dużo - wyznała ze śmiechem
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Jesteś super i masz takie samo poczucie humoru jak Sean
- W końcu jesteśmy spokrewnieni - powiedziała - chyba. Jak sądzisz jesteśmy podobni?
- Z wyglądu tak, z charakteru troszeczkę - odpowiedziałam
- Powiedz mi... ciężko ci bez siostry ? - zapytała
- Czasami tak
- Nie wiem czy ja dałabym radę bez Sean'a - wyznała - Ciężko było gdy moi rodzice zginęli, nie mogłam sobie poradzić, mój brat robił wszystko bym była szczęśliwa
- Kiedy umarli?
- Cztery lata temu - powiedziała i pojedyncza łza spadła jej na policzek
- Nie przyzwyczaiłaś się jeszcze, że ich nie ma - spytałam
- Tak, kiedy sobie o nich przypominam zawszę jest mi smutno i czuję się samotna - wyznała ocierając twarz
- Nie jesteś samotna, masz Sean'a i mnie - powiedziałam przytulając ją
- Ty też masz nas i pomożemy ci odnaleźć Łucję
- Dzięki
Siedziałyśmy tak jeszcze długo przytulone do siebie, kiedy penmagicus Liv zaczął wibrować i świecić na czerwono.
- Chłopcy są w niebezpieczeństwie - krzyknęła wstając
Zrobiłam to samo i razem z Liv zaczęłyśmy biec w stronę lasu. Gdy w końcu skończyły się zboża naszym oczom ukazała się scena walki. Strażnicy walczyli z ludźmi ubranymi na fioletowo- czarno. Liv wyciągnęła nóż z buta - który po naciśnięciu guzika zmienił się w srebrny miecz - i pobiegła w stronę bitwy. Ja stałam przyglądając się wrogą - mieli czarne peleryny z kapturem i fioletowe kombinezony, twarz bladą, a oczy świeciły się na zielono - gdy nagle jeden z nich skoczył na mnie przygwożdżając swoim ciałem do ziemi. Poczułam przeszywający ból pleców i głowy, osobnik trzymał mnie za nadgarstki, które były wykręcone nad moją głową. Próbowałam się uwolnić - wierzgałam nogami i nawet udało mi się kopnąć wroga w plecy, ale niestety był silniejszy i uderzył mnie w twarz. Szczęka odleciała mi w bok, a z nosa zaczęła lecieć krew. Czułam jak wiąże grubym sznurem moje ręce, które powoli zaczynały drętwieć.
- Zostaw mnie - krzyknęłam
- Lepiej się zamknij jeśli chcesz żyć - odpowiedział surowo i podniósł mnie na nogi
Ledwo mogłam stać, wszystko mnie bolało, a krew lała się strumieniami plamiąc moje czarne ubranie. Widziałam jak Lucas walczy z dwoma wrogami na raz, jak Derek odcina rękę i jak tryska krew, wszyscy strażnicy próbowali się ratować tylko ja nie potrafiłam. Mój przeciwnik wyciągnął nóż i złapał mnie za ramię trzymając ostre narzędzie przy szyj. Zaczęłam się denerwować, krople potu zraszały moje czoło, próbowałam się uwolnić - na próżno.
- Przestań, bo przetnę ci tętnicę - powiedział facet, który mnie trzymał
- Martwa raczej ci się nie przydam - uznałam
- Masz rację - przyznał i gwizdnął
Wszyscy, którzy toczyli walkę zamarli i spojrzeli w naszą stronę.
- Jeśli chcecie, żeby ta dziewczyna nie umarła, przestańcie walczyć - krzyknął
- Czemu mielibyśmy na tym poprzestać? - zapytał Jamie
Jak on mógł, chciał żebym zginęła, aż tak mnie nienawidził?
- Chyba ją kochasz, prawda? - zapytał osobnik, który trzymał nóż przy mojej krtani
- Nie - wyznał twardym głosem Jass
Nie mogłam tego znieść musiałam uratować się sama. Zamknęłam oczy i gorączkowo myślałam o tym, by każdy wróg runął na ziemię martwy - wierzyłam w to. Tak też się stało, niebezpieczeństwo padło na twardą murawę, a ja uświadomiłam sobie, że zabiłam człowiek - nie jednego, a dziesięciu. Z niedowierzaniem osunęłam się na trawę mdlejąc w kałuży krwi.
Fajnie się czyta :) Reszte skomentuje jutro lub później a na razie zapraszam cię do mnie mam nadzieje, że spodoba ci się mój blog i naprawdę go przeczytasz :) Było by miło gdybyś została stałą czytelniczką ja będę wpadać co jakiś czas, żeby zobaczyć czy dodałaś coś nowego :) http://alex2708.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOjeju miałam tyle na głowie, że nie zauważyłam tylu komentarzy strasznie się cieszę, że poświęciłaś czas na czytanie mojego bloga. Dziękuje. Z chęcią zobaczę twojego bloga :)
Usuń