piątek, 28 listopada 2014

Rozdział jedenasty

... w każdej części ciała czułam ból, ręce i nogi skostniały mi od zimna - umierałam. Krew, którą powinnam mieć w swoim organizmie wyciekła prawie cała. Zostało mi kilka godzin życia - wiedziałam o tym i powoli oswajałam się ze śmiercią. W pomieszczeniu było tak cicho, fioletowych kombinezonów - odkąd się obudziłam - nie widziałam. W samotności myślałam o Łucji o tym co się z nią dzieje, czy ona też umiera, a może czar jeszcze działa? Tą piękną chwilę o siostrze i zapomnieniu o bólu przerwało głośne wejście królowej Xenofili:
- Jeszcze żyjesz? - zapytała ze zdziwieniem - Twarda z ciebie dziewczyna.
- Wiem, że chciałabyś żebym już umarła, ale ... - nie dokończyłam, bo mi przerwała.
- Chcesz zobaczyć siostrę.
- Skąd wiesz?
- Czytam w myślach - powiedziała z szyderczym śmiechem.
- To co? - zapytałam.
- Zgoda.
- Kiedy ją zobaczę?
- Niedługo - powiedziała to jedno słowo i wyszła.
Leżałam sama myśląc o rodzicach o których prawie zapomniałam. Jak mogłam o nich zapomnieć?! W oczach zebrały mi się łzy i popłynęły strumieniem po wklęsłych ranach policzka. Poczułam wewnętrzne ciepło i pulsującą w żyłach krew - ożywałam. Jak to możliwe? Czy myśl o rodzicach pomoże mi wyzdrowieć? Nagle do pokoju weszły kombinezony, ale nie fioletowe lecz białe z maskami na twarzy, które niosły ciało mojej siostry. Gdy ujrzałam jej bladziutką, wyczerpaną twarz znów zaczęłam płakać lecz teraz gorzkimi łzami, które żłobiły większe rany.
- Pasuje? - zapytała królowa wchodząc do pomieszczenia.
- Czy ona żyje? - zapytałam chlipiąc nosem.
- Twój czar ją chroni, zapomniałaś? - odpowiedziała z pogardą.
- Czyli do mojej śmierci się nie obudzi?
- Otóż to - powiedział mężczyzna wchodzący do pomieszczenia  w białym garniturze.
- Kim pan jest?
- Ja myślę, że wiesz - odparł.
- Fernardi.
- W rzeczy samej - odpowiedział ukazując zęby tak białe jak jego garnitur.
- Czemu zabrałeś ją do siebie? - zapytałam.
- Chciałem zdjąć czar, niestety jesteś lepsza ode mnie - powiedział nachylony nade mną - Dlatego z chęcią zobaczę jak robisz to teraz.
- Nigdy - oświadczyłam.
Złapał mnie za podbródek i mocno ścisną poczułam silny ból głowy i nie mogłam oddychać.
- Torturowanie nic nie pomoże - wtrąciła Xenofilia - jest zbyt silna.
- Może ty masz za mało moc - odpowiedział gorliwie mag.
- Jestem o wiele przebieglejsza od ciebie i mam więcej mocy - odgryzła się.
Fernardi puścił moja twarz i podszedł do królowej, a ja z wielkim trudem nabrałam powietrza.
- Jak chcesz żebym ci pomagał to mnie nie obrażaj - powiedział twardym tonem  i musnął jej czarny róg - Bo możesz stracić coś bardzo cennego.
Xenofilia nie odpowiedziała i nastała cisza dopiero po chwili z mojego gardła wyrwał się krótki, bolesny krzyk. Poczułam palenie na udzie i już wiedziałam, że kamień mnichów się uaktywnił. Królowa i  mag spojrzeli ze zdziwieniem  na mnie, a potem na siebie - wiedziałam, że za chwilę coś się stanie.
- Przeszukać ją! - rozkazała władczyni.
Dwóch zamaskowanych białych kombinezonów podeszło do kamiennego stołu i zaczęło przeszukiwać moje przemoczone od krwi ubranie. Rozerwali moją bluzkę - także było widać mi stanik -  ściągnęli buty z których na podłogę chlusnęła czerwona maż (brudząc ich białe stroje), dopiero potem jeden z nich zauważyli kieszenie i wyciągnął kamień. W jednym momencie  jego ręka zaczęła płonąć mocnym ogniem, który z szybkością rozprzestrzeniał się po ciele. Gorące języki ognia pochłonęły go w całości - zginął ... nawet nie krzycząc. Kamień upadł na podłogę zmieniając kolor z żółtego na czarny. Widziałam przerażenie w oczach Xenofili i Fernardiego, nie trwało ono jednak długo, bo do pomieszczenia przybiegł strażnik ubrany na fioletowo.
- Wrogowie! - krzyknął.
- Co? gdzie? - ocknęła się królowa.
- W zachodniej bramie sześciu wrogów.
- Kim są? - zapytał mag.
- Strażnicy świątyni Karakatów - odpowiedział.
- Wiedziałem, że w końcu się pojawią - powiedział dumny Fernardi.
- Tak? Jak wiedziałeś to pewnie masz plan - uznała ze złością królowa.
- W rzeczy samej - przyznał z chytrym uśmiechem - Zwołaj całą armię do wschodniej bramy - rozkazał strażnikowi.
- Przecież to po przeciwnej stronie - wyznał zdziwiony poddany.
- Powiedziałem ci co masz zrobić! - krzyknął.
Fioletowy kombinezon wybiegł szybko z pokoju, a za nim dumnym krokiem wyszedł mag.
- A ty Xenofilio? Nie idziesz? - zapytała z korytarza.
Królowa popatrzyła na mnie wrogim spojrzeniem i wyszła, ja zaś zostałam sama. W mojej głowie znalazły się tylko dwie myśli: wielka armia przeciwko sześciu strażnikom i kamień mnichów. Ta druga strasznie mnie męczyła, bo magiczny przedmiot uaktywniała się, gdy miało mnie spotkać coś złego ... tylko co? W pewnej chwili do pokoju powróciła rozpromieniona Xenofilia, która pewnym krokiem podeszła do kamiennego stołu. Za plecami miała schowaną rękę, którą wyciągnęła i ukazała się wielka strzykawka z białym jak mleko płynem.
- Miło mi było cię poznać - powiedziała ukazując lśniące zęby - To jest twój koniec - dodała i wstrzyknęła mi igłę w ramię. Próbowałam się obronić, udaremnić jej wstrzyknięcie płynu, niestety moje ciało nie miało sił. Królowa podeszła do mojej siostry i pogładziła ją po włosach:
- Już niedługo - powiedziała z wielkim złośliwym uśmiechem i wyszła
Czułam piekło - w moich żyłach zawitał żrący kwas, niszcząc mnie od środka - najgorszy moment w moim życiu nawet wąż tak mnie nie ranił, bolało tak bardzo bolało. Łzy ciekły strumieniami po policzkach i szyj otwierając głębokie krwawe rany, oczy paliły, a w buzi zbierała się krew - umierałam. Kątem oka widziałam nadal śpiącą Łucję i wiedziałam, że za chwilę obudzi się i zobaczy moje straszne, pokryte dziurami ciało. Przed oczami migotały mi plamki, kręciło mi się w głowie i chyba zaczęłam śnić, bo widziałam jak do pokoju wbiegają Jamie, Liv i Sean. Jak przez mgłę czułam wsuwajcie się pode mnie twarde ramiona i znajomy zapach truskawkowo - miętowy - Jass tu był.

*

Byłam w niebie. Nieskazitelna spokojna, biel otaczała mnie dookoła - umarłam. Była to bolesna śmierci, ale dla mojej młodszej siostrzyczki zrobię wszystko, aby żyła długo i szczęśliwie. Taka właśnie jest  moja rola, ratować osoby mi bliskie, nie pomogłam rodzicom więc musiałam pomóc siostrze. Nie mam pojęcia co Łucja zrobi, kiedy się dowie, że straciła rodzinę, jest jeszcze mała i trudno jej będzie nauczyć się żyć samej. Może wstąpi do strażników cieni albo pomoże mnichom, mam tylko nadzieję, że nie żuci się do magicznego jeziorka, by być blisko nas. Myśląc o siostrze, mamie i tacie było mi tu tak przyjemnie, błogo i nawet nie czułam ból - ozdrowiałam. Zauważyłam też, że jestem w długiej, jedwabnej, lśniącej i białej sukni - jak do ślubu. Czy tak się właśnie umiera, bez bólu i w pięknych kreacjach? Nagle z nicości zaczął padać puch podobny do małych płatków śniegu, przecudny i kojący nerwy - zatrzymał się na moich długich, gęstych włosach. W oczach zatrzymały mi się łzy, ale nie były to łzy bólu i trwogi tylko szczęścia - jakie tutaj czułam. W pewnym momencie usłyszałam głos, najpierw bardzo cichy (ledwo słyszalny), który stopniowo się nasilał ukazując ton bardzo dobrze mi znany. Łucja mówiła moje imię, czułam też jej delikatną dłoń na moim policzku, jakby była blisko mnie - czy ja śnię? ...

*

... Powoli podniosłam powieki raz, drugi, zamknęłam - były tak ciężkie. Znów spróbowałam i zobaczyłam zamazany obraz dziewczynki na czerwonym tle. Kilka razy mrugnęłam i obraz się wyostrzył ukazując moją kochaną siostrę. Żyłam- to była moja pierwsza myśl zaraz po zobaczeniu Łucji - z radości uroniłam trzy łzy. 
- Nie płacz - powiedziała cichutko Łucja ocierając moje łzy. 
- To z radości - wyznałam. 
- Wróciłaś do mnie - powiedziała całując mój policzek. 
Nie odpowiedziałam.
- Wiem o rodzicach - powiedziała smutno - Rozmawiałam z nimi. 
Byłam w szoku. 
- Są szczęśliwi i nie martw się nie bolało ich gdy odchodzili - widziałam lekki uśmiech. 
Znów nic nie powiedziałam - nie mogłam uwierzyć. 
- Jesteś jakaś małomówna - przyznała Łucja - Powinnaś mi opowiedzieć co się tu działo, gdy mnie nie było.
- Tak? - wychrypiałam ze zdziwieniem. 
- Nie udawaj wiem, że się całowałaś - powiedziała podnosząc brew - On jest taki słodki - dodała ze śmiechem. 
- Słucham? - znów zdziwienie przecież moja siostra nie lubi takich rzeczy. 
- Nie słucham tylko mówię, no już opowiadaj - rozkazała promieniejąc. 
- Ile mnie nie było? - zapytałam. 
- To nie jest ważne.
- Dla mnie jest. 
- Dwa tygodnie - odpowiedziała - Wystarczyło bym wszystkiego się dowiedziała i poznała. 
- A mianowicie? - zapytałam z ciekawością. 
- Mmm ... dobra - odpowiedziała z niezadowoleniem w głosie - Poznałam wszystkich mnichów i strażników, zaprzyjaźniłam się z Grahamem jest w podobnej sytuacji jak my. Mmm .... co jeszcze? Ach tak ... mam moce. 
- Moce? - zrobiłam dziwną minę. 
- Przestań robić takie miny! Nie tylko ty masz magiczne zdolności! - oburzyła się - Właściwie ja mam ich więcej - dodała. 
Tak to była Łucja moja mała siostrzyczka, która gada jak najęta i się przechwala, brakowało mi tylko jednego nie miała warkoczyków. 
- Gdzie warkocze? - zapytałam. 
- Jestem na nie za duża i według Liv lepiej mi w rozpuszczonych.
- Liv, Sean i inni czy oni żyją? - zapytałam całkiem zapominając.
- Tak wszyscy cali, a czemu nie wymieniłaś Jamie'go? - zapytała zdziwiona.
- Łucjo to nie jest twoja sprawa - odpowiedziałam. 
- Po pierwsze jest, a po drugie nie jestem już Łucją - wypowiedziała przygryzając dolną wargę. 
- Co? 
- Gdy tak jakby umarłam dzięki twojej pomocy - zaczęła - i teraz się narodziłam to musiałam zmienić imię na inne tak każe rytuał. Moje imię brzmi Rose. 
- Rose - powtórzyłam. 
- Ty też jesteś nowo narodzona, tylko ... - urwała.
- Tylko co? 
- Ciebie ... wskrzeszali i jesteś naznaczona. 
- Naznaczona? - zdziwiłam się. Ile jeszcze rzeczy się dowiem? 
- Zobacz na swój brzuch - pokazała w geście brodą.
Odsłoniłam zieloną kołdrę i czarną bluzkę i na swoim ciele zobaczyłam wielką czaszkę z piszczelami. Przerażona od razu ją zasłoniłam mówiąc: 
- Dlaczego? 
- Twój czar działał tylko tak, że gdy ty zginiesz ja przeżyję - odpowiedziała smutna.
- Ale jak ...? - zapytałam, ale mi przerwała.  
- Każdy oddał cząstkę siebie dla twojego wskrzeszenia - wyznała - Jamie był gotów dać najwięcej, gdy ujrzał twoje ciało w magicznym  jeziorku, nawet chciał skoczyć, ale w porę Sean i Lucas go odciągnęli. On cię tak kocha, a ty go nie chcesz! - to ostanie zdanie prawie krzyknęła.
- Naprawdę każdy? - nie mogłam uwierzyć. 
- Tak - odpowiedziała - Chcesz to ich zawołam. 
- Tak. 
- Ale obiecasz mi, że pogodzisz się z Jamie'm. 
- I tak miałam to zrobić - wyznałam. 
- Tak też myślałam - uśmiechnęła się i wyszła. 
Zostałam sama przyglądając się ścianą, kiedy nagle wszedł najprzystojniejszy osobnik płci przeciwnej - Jass. Przyglądałam się mu z uśmiechem, a on odwzajemnił się tym samym. Podszedł do mojego łóżka, usiadł na jego skraju i powiedział:
- Cieszę się, że jesteś w śród żywych. 
- Dziękuję i przepraszam - wyznałam łapiąc go za rękę. Dopiero później zorientowałam się co zrobiłam.
- Nie musisz za nic przepraszać - powiedział.
- Przepraszam, za to co stało się podczas naszej podróży. 
- To ja powinienem cię przeprosić, jakbym cię nie zostawił to nie cierpiałabyś tak bardzo. 
- Cierpiałam za siostrę i to mi się należało - powiedziałam z lekkim smutkiem. 
- Jak chcesz, ale nadal czuję poczucie winy - powiedział z wyrzutem. 
- O już tu jesteś, a ja cię tyle szukałam - powiedziała wesoła Łuc ....  Rose. 
- Tak, rozmawiam z twoją prześliczną siostrą, a ty nam przerwałaś - powiedział śmiejąc się.
- Widzisz jaki on jest urocz - powiedziała całując go w policzek. 
- Wydaję mi się, że twoja siostra mi nie wierzy - wyznał Jass.
- Wierzy, ale nie chce się przyznać - powiedziała Rose łapiąc Jamie'go za szyję i tuląc. 
Była taka szczęśliwa i zarazem inna. Czy coś przeoczyłam? Rose to nie jest moja mała siostrzyczka brzydząca się całowania to całkiem inna osoba. 
- Rose! - usłyszałam za korytarza głos kobiety. 
- Ups... Jowita zobaczyła, że nie zmieniłam stroju.
- Rose tu jesteś! Ściągaj tę sukienkę, natychmiast - powiedziała i nagle zwróciła na mnie uwagę - Issabello już jesteś?! Niech cię uściskam.
Podeszła do mnie i mocno mnie ścisnęła całując w czoło.
- Miło mi cię znów zobaczyć - powiedziała z uśmiechem - Twoja siostra potrzebuje osoby, której będzie słuchać - dodała.
- Raczej mnie nie słucha, robi co chce - uśmiechnęłam się. 
- Bardzo śmieszne - wtrąciła Rose.
- Jeszcze tu jesteś!? Miałaś się przebrać! - krzyknęła Jowita. 
- Tak? - zapytała zdziwiona. 
- Nie udawaj tylko czmychaj się przebrać. 
Rose machnęła do mnie ręką i wybiegła z pokoju. 
- Pójdę jej przypilnować - rzekła Jowita - To dziecko to koszmar - zażartowała i wyszła.
Zostaliśmy sami Jass i ja trzymając się za ręce.
- Chciałbym cię pocałować - wyznał. 
- Ja też - przyznałam, a jego morskie oczy zabłysły. 
Zbliżył się i pochylił nade mną. Nasze usta- moje zimne, popękane i jego cudowne - delikatne się złączyły. Czułam miętę z truskawką - tak bardzo za tym tęskniłam. Podniosłam powieki i ujrzałam morskie, lśniące oczy patrzące na mnie z troską. Usta rozłączyły się, a moje ramiona objęły ciało Jass'ego. 
- Tęskniłem za tym - wyszeptał. 
- Ja też. 
Jamie wziął mnie w ramiona i wyciągnął z łóżka stawiając leciutko na podłogę. Ugięły się pode mną kolana (byłam taka słaba), ale mocne ręce trzymały mnie nie pozwalając upaść. Po chwili chwiejnie stanęłam podtrzymując się na barkach mężczyzny stojącego obok. 
- Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam się do piersi Jamie'go. Czułam jego mocne bicie serca. 
- Ja też dziękuje.
- Za co? - powiedziałam ze zdziwieniem odrywając głowę od jego piersi.
- Za to, że wróciłaś i się nie poddałaś - odpowiedział.
- Wróciłam dzięki tobie - powiedziałam z uśmiechem ściskając jego rękę.
- Rose? - zapytał ze śmiechem.
- Tak.
- Jest cudowna - wyznał z głośniejszym śmiechem - I bardzo przewidywalna - dodał puszczając moją rękę i podchodząc do drzwi za którymi cichutko stała moja siostra.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała.
- Pamiętasz co ci mówiłem? - zapytał poważniejąc.
- Żebym nie podsłuchiwała - odpowiedziała przedrzeźniając go.
- I .... - dodał.
- I  żebym  mmmm .... ach tak żebym nie oddychała jak jest cisza - odpowiedziała podchodząc do mnie - Ale ja nie oddychałam - dodała tupiąc nogą.
- Ale wystawiłaś kawałek buta i odbiłaś się w lustrze, który wisi na ścianie  - dodał roztrzepując jej włosy.
- To nie fair - oburzyła się.
- Jak będziesz ćwiczyć to po jakimś czasie ci się uda - powiedział Jass.
- Blablabla .... Jesteście tacy uroczy i wiem, że moja siostra się w tobie kocha. Widzę charakterystyczny błysk w jej oczach - powiedziała podnosząc brew.
- A od kiedy ty się znasz na miłości? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Zawsze się znałam, tylko wcześniej tego nie mówiłam - powiedziała bardzo poważnie.
- Tak jasne - wyznałam kpiąco i przytuliłam ją mocno.
Tak bardzo mi tego brakowało - moja siostra taka dorosła - z radości uroniłam kilka łez.
- Nie płacz - wyszeptała - Jesteśmy tu razem.
- Wiem i bardzo się cieszę - dodałam równie cicho.
- No dobra koniec tych czułości - powiedziała głośno odklejając się ode mnie.
- To teraz możesz pójść się ubrać, a potem przyjdź z siostrą do sali ćwiczeń - oznajmił Jamie i wyszedł.
- Tu masz ubrania - wskazała Rose.
- Nie są czarne - zdziwiłam się.
- Zauważyłaś, że nikt no może oprócz Jowity nie powiedział twojego imienia? - zapytała.
- Faktycznie - przyznałam.
- A zastanowiłaś się dlaczego?
- Nie.
- Jesteś nowo narodzona, tak jak ja - powiedziała - I nie wolno ci nosić barw strażników.
- A nie wskrzeszona? - zapytałam zdziwiona.
- To, to samo.
- Czyli wybiorę sobie nowe imię?
- Tak, ale najpierw przejdziesz szkolenie i ukazanie mocy.
- Szkolenie? Po co?
- Na strażnika - powiedziała z dumą w głosie Rose.
- Jesteś strażnikiem? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, ale tym na poziomie podstawowym - powiedziała z niezadowoleniem.
- Gratuluję ci kochanie - powiedziałam całując ją w czoło.
- Dzięki
- Dobra idę się przebrać.
Wzięłam ubrania - podkoszulek na ramiączkach i leginsy - i poszłam za parawan. Ubierając się zapytałam:
- Co się stało gdy ... no wiesz ... umarłam?
- Ja się obudziłam i Sean wziął mnie na ręce wybiegając z pomieszczenia, widziałam jak leżysz w kałuży krwi i jak Jamie płacze - powiedziała smutno - To było straszne - dodała.
W gardle miałam wielką kluchę - nie mogłam nic z siebie wykrztusić.
- Ubrałaś się już? - zapytała Rose otrząsając mnie ze smutku.
- Momencik.
Naciągnęłam bluzkę na brzuch - zasłaniając mroczny znak - i wyszłam za parawanu.
- Jeszcze buty - dodała moja siostra.
W kącie pokoju stały długie czarne kozaki na obcasie wzięłam je i nałożyłam.
- Czarne - zdziwiłam się.
- To wyjątek inaczej wyglądałabyś jak szary, blady papier - powiedziała krzywiąc się
- Dzięki, że tak mnie oceniłaś - odpowiedziałam ze śmiechem
- Proszę bardzo - uśmiechnęła się i wskazała drzwi.
Wyszłyśmy z pokoju (trzymając się za ręce) idąc długim, żółtym korytarzem do sali ćwiczeń.

_____________________________________________________

Hej jak wam się podoba ten rozdział? Wydaje mi się, że wyszedł całkiem nieźle. Chciałabym abyście napisali chociaż jeden komentarz czy jest okey czy nie. Przyjmuje nawet krytykę :) 

Pozdrawiam KittyKat 

1 komentarz:

  1. Cześć! Serdecznie zapraszam po odbiór zamówionego szablonu na land-of-grafic.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń