sobota, 4 października 2014

Rozdział drugi


Byłam sama po środku raju. Bez tajemniczego głosu, siostry i rodziców. Nie wiedziałam co mam robić, tylko myślałam. W mojej głowie zapanował chaos i lament. Myśli, których było mnóstwo nic nie pomogły, dlatego zaczęłam mieć wrażenie, że to nie działa. Usiadłam na miękkiej trawie i rozważałam co mam zrobić. W prawej ręce nadal trzymałam kamień mnichów Karakatów więc zaczęłam przekładać go z jednej do drugiej ręki przyglądając mu się z uwagą. Był wielkości śliwki jego kolor naprawdę przyciągał, bo nie widziałam wcześniej takiego odcienia zieleni. Gdy tak się na niego patrzyła, a moje myśli przyciągali mnisi Karakatowie poczułam jak ziemia się pod mną zapada. Na początku bardzo się bałam, bo wciągała mnie ziemia, ale potem kamień dodał mi odwagi i zleciałam w dół. Leciałam znów przez błękitne chmury, które były bardzo ładne - zwłaszcza, że był zachód słońca - czując mocny podmuch wiatru niosący zapach konwalii i róż. Najładniejsze zestawienie - wiem to, bo uwielbiam te kwiaty - tylko dlaczego akurat one ? Powoli w dole widziałam przybliżające się obiekty. Było dużo zieleni i czerwieni - to drugie to pewnie dachy domów. Byłam coraz bliżej gdy uświadomiłam sobie, że pod mną jest małe jeziorko, którego wcześniej nie widziałam. Leciałam albo raczej spadałam prosto do niego! Teraz zaczęłam się bać bo nie potrafię pływać. Zauważyłam kilku ludzi stojących obok i zaczęłam machać rękami i krzyczeć:
- Ratunku nie ... - urwałam wpadając do wody i nabierając wody w usta inaczej topiłam się
Próbowałam płynąć w górę, ale na próżno z zamkniętymi oczami nic się nie da zrobić poza tym woda była lodowata. Usłyszałam plusk ktoś chyba też wskoczył by mnie uratować. Dzięki Bogu. Poczułam silne ręce łapiące mnie w tali i naprawdę ładny zapachy - jak ja to czułam przecież byłam pod wodą?
Moja głowa wydostała się na powierzchnię zaczęłam łapać oddech, którego mi brakowało. Zostałam cała wyciągnięta z wody i położona na (znowu ciepłej) trawie. Miałam ciągle zamknięte oczy i trzęsłam się z zimna słyszałam tylko głosy:
- Nic jej nie będzie - powiedział pierwszy głos 
-  Czyli to ona ? - zapytał drugi
- Tak ona. Zabierzmy ją stąd - powiedział trzeci
Zostałam uniesiona i położona na miękkim płótnie, który pachniał nieziemsko. Nadal słyszałam głosy tylko tak jakby zaczęły się zlewać ze sobą i chyba zasnęłam ...

*

Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się w pomieszczeniu, które było puste. Ściany całe białe, podłoga o losie była czerwona, a łóżko na którym spałam było z bambusa. Koc pod którym ktoś mnie przykrył by zielony. Poza tym nic więcej tu nie było albo nie w kącie stała taka zasłonka jak u lekarza tylko, że ta była zielona. Gdy tak się rozglądałam do pokoju weszli dwaj mężczyźni jeden w czerwonym habicie, a drugi w zielonym. Co oni mają z tymi kolorami? Tylko jeden z nich był ubrany normalnie i cały na czarno. Był młodszy od tamtych i przystojniejszy . I właśnie on jako pierwszy się odezwał:
- Jak się masz Issabello ?
- Yyy.... dobrze tak sądzę 
- Czekaliśmy na ciebie - powiedział ten w czerwonym
- Serio ? Czemu? - zapytałam
- Bo tylko ty pomożesz nam przeciwko złu - odpowiedział spokojnym monotonnym głosem ten w zielonym. Irytujące. bo brzmiał jak ten głos w raju. Czy to zbieg okoliczności ?
- Jakiemu złu ? Ja muszę uratować swoją siostrę! 
- I zrobisz to w odpowiednim czasie - powiedział mężczyzna w czerwonym habicie 
- Jakim czasie Łucja umiera ! Muszę jej pomóc ! - krzyknęłam
- Proszę nie podnoś głosu w świątyni mnichów Karakatów - odrzekł ten w zielonym
- I spokojnie twoja siostra nie umrze tak szybko - zapewnił chłopak w czarnym
- Właściwie kim wy jesteście ?- zapytałam
- Jesteśmy mnichami Karakatowie, którzy strzegą dobra od zła i pilnują raju 
- Aha, a twoje imię brzmi ? 
- Jestem Humiku, ale możesz mi mówić Hum - powiedział mnich w czerwonym
- Ja jestem Rokannas inaczej Roks - powiedział spokojnym głosem
- Czyli to ty jesteś głosem z Raju ?
- Nie ale mam podobne brzmienie - odpowiedział
- Aha. A ty jak masz na imię i czemu nie jesteś w habicie ? - zapytałam chłopca w czarnym
- Nie jestem mnichem. Mam na imię Jamie i strzegę bram raju i świątyni Karakatów 
- Miło mi cię ... znaczy was wszystkich poznać. raczej przedstawiać się nie muszę, bo mnie znacie. - powiedziałam uśmiechając się 
- Tak znam cię ale też nie za dobrze - powiedział Jamie 
Zauważyłam, że jego oczy miały morski kolor nigdy wcześniej się z takimi nie spotkałam. Właściwie bardzo mi się spodobał. Był wysoki, szczupły dobrze zbudowany- widziałam muskuły, bo miał t-shirt na krótki rękawek. Nawet był blondynem. Ja byłam jego przeciwieństwem miałam ciemno-brązowe włosy i piwne oczy. Moje myśli przerwał Hum:
- Issabello musimy cię wdrążyć 
- W co ?
- W twoje zadanie - oznajmił
- Aha, co mam zrobić ?
- To wszystko powie ci Jamie - powiedział Roks
Oboje z Hum'em wyszli z pokoju zostawiając nas samych. 
- Ciekawe są tutaj kolory - powiedziałam przerywając ciszę
- Tak mnisi Karakatowie są związani z naturą stąd kolor zielony, a czerwony to miłość do bliźnich 
- Rozumiem. Wdrążysz mnie w to zadanie ? - zapytałam
- Tak, ale na początek strój - powiedział w skazując na moją niebieską piżamę, której nie zmieniłam
- No tak wciągnęliście mnie kiedy wstałam, więc bez pretensji 
- To nie my cię wciągnęliśmy tylko twoja siostra ona otworzyła portal - powiedział 
- Jaki portal ? - zdziwiłam się 
- U was był nim obraz z królową Cieni. Źli go podesłali byście do niego weszły - odrzekł 
- Jaka królowa, tam byłam ja! - powiedziałam głośniej niż przedtem 
- Po pierwsze nie krzycz ...
- Nie krzyczę - przerwałam mu oburzona 
- Po drugie to był magiczny obraz i zobaczyłaś tam siebie, bo jako pierwsza go zauważyłaś,a po trzecie wstawaj, bo jest już późno - rozkazał 
- Jesteś podobny do mojej siostry - zauważyłam 
- Też ma takie piękne blond włosy jak ja ? - zapytał z uśmiechem 
- Nie, ale rządzi się tak ja ty, jest punktualna i kurcze ale z ciebie narcyz 
- Dobra. Choć marudo - kiwną na mnie ręką wychodząc z pokoju i się śmiejąc
- Nie jestem marudą - oburzyłam się i wstałam z łóżka 
Wyszłam z pokoju i zdziwiłam się, bo ściany korytarza były żółte. Dogoniłam Jamie'go, który stał przy drewnianych drzwiach z 8 metrów od mnie. 
- Co jest w środku ? - zapytałam 
- Zobaczysz - powiedział uśmiechając się 
Nacisnęłam na klamkę i weszłam. Był to mały pokoi cały czerwony- znów te kolory. Przynajmniej nie był pusty. Przy ścianie po lewej stronie stały dwie szafy, a po prawej zielone parawany. Na środku było okno, które dawało trochę światła. Po lewej za szafa był drzwi z których wyszła kobieta:
- Witaj Issabello. Jestem Jowita - przywitała mnie kłaniając się 
- Dzień dobry - odpowiedziałam
Jowita była zgrabną, wysoką kobieta w średnim wieku. Ubrana w długą suknie koloru ziemi - uff w końcu inny kolor - zakrywającą kostki. Miała warkocza splecionego na bok. 
- Podejdź do mnie dziecko 
Podeszłam do niej i widziałam jak uśmiechający się Jamie zamyka drzwi. Jowita wzięła miarkę krawiecką i zaczęła mierzyć mnie w tali potem podeszła do pierwszej szafy i grzebała w niej dość długo gdy nie powiedziała:
- Wreszcie znalazłam, a myślałam, że już nie ma 
Wyciągnęła z niej obcisłe rurki, bluzkę na krótki rękawek i bardzo elegancką skórę wszystko było czarne. Podała mi to i wskazała parawan. Gdy się ubierałam co wcale nie było łatwe - obcisłe rurki strasznie trudno ubrać - Jowita szukała butów i ciągle mówiła "nie te", "te nie pasują". Ubrana już w seksowne rurki i bluzkę usłyszałam:
- Idealne! Ubrałaś się już ? 
- Tak - odpowiedziałam i wyszłam za parawanu 
- Przepięknie tylko brakuje tego - wskazała na buty 
- Ja w takich butach się zabiję - powiedziałam śmiejąc się 
- Kochana strażnicy muszą być specjalnie ubrani, a takie buty to konieczność - wytłumaczyła Jowita
- Inne dziewczyny też noszą takie kozaki na obcasie ? - zapytałam ubierając je na nogi
- Są tylko dwie dziewczyny i tak noszą je. Głównie po to, by mieć fory u innych strażników - powiedziała 
- Tylko dwie ? - zdziwiłam się
- Tak  za chwilę się z nimi poznasz, ale musisz się pospieszyć - ponagliła mnie otwierając drzwi 
- Dziękuje - powiedziałam wychodząc 
- Powodzenia - odpowiedziała z uśmiechem zamykając drzwi 
Jamie stał koło okna gdy wyszłam podszedł do mnie i powiedział:
- Wyglądasz pięknie 
- Yyy dziękuje - powiedziałam rumieniąc się 
Złapał mnie za rękę i poprowadził przez kilka długich korytarzy i schodów w dół. Po 15 minutach marszu doszliśmy do wielkich czarnych wrót. Jamie wyciągnął z kieszeni coś podobnego do długopisu i na drzwiach narysował dziwna literę. Było to hasło, by wejść. 

2 komentarze:

  1. Ten trochę dłuższy ale i tak bym go powiększyła. Biedna Łucja :/ Zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za uwagę jest dla mnie bardzo cenna *.*

    OdpowiedzUsuń