środa, 29 października 2014

Rozdział szósty

Stałam w ogrodzie mnichów ściskając w ręce zielony, magiczny kamień, który dodawał mi odwagi. Lekki wiaterek muskał moje ciemno- brązowe włosy. Myślałam o wszystkim o mamie, tacie i mojej maleńkiej siostrze. Drugą ręką ściskałam moją nową miłość - jego obecność dodawała mi sił w tym trudnym czasie.
- Powinniście się przygotować do podróży - powiedział Hum wyrywając mnie z zamyślenia
- Podróży? - zdziwiłam się
- Twoim zadaniem jest uratować Raj i świątynie mnichów Karakatów przez złem - odpowiedział
- Łucja?! - zapytałam zdenerwowana, że stracę kolejną bliską mi osobę
- Odbijecie ją z rąk magusa Fernardiego w odpowiednim czasie
- Ale nie dawno mówiłeś, że mamy mało czasu! - krzyknęłam ze złością
- Pomożemy twojej siostrze izolując ją magią na odległość, będzie ona niedostępna na czary Fernardiego - odpowiedział spokojnym tonem
- Waszą magią? - spytałam z nadzieją w głosie
- i twoją - odpowiedział Hum pierwszy raz się uśmiechając - a teraz do roboty. Jamie wiesz co masz robić
- Tak, a co z Issabell ? - zapytał Jass
- Teraz niech idzie z tobą, ponieważ musimy wszystko przygotować - powiedział odchodząc
- Co teraz? - spytałam już nic nie rozumiejąc
- Idziemy - rozkazał Jamie
Mój chłopak skierował się w stronę świątyni, a ja poszłam za nim. Jego lśniące blond włosy od tyłu wyglądały przecudnie stwierdziłam przyglądając się mu. Po chwili milczenia zapytałam:
- Gdzie idziemy?
- Po wsparcie - odpowiedział zdawkowo
- Broń ? - spytałam z ciekawością
- Między innymi - powiedział odwracając się w moją stronę - Muszę wybrać jeszcze odpowiednich ludzi
- Ty?
- Masakra jak ty męczysz - skrzywił się ze śmiechu
- Ja?!
- Nie święty Walenty - odpowiedział nadal z uśmiechem
- Bujasz. Widzę, że się śmiejesz
- Widzę, że bardzo dobrze mnie znasz - zauważył podchodząc bliżej
Wiedziałam co za chwilę zrobi. Dotknie swoich niebiańskich ust do moich. Tak jak myślałam tak się stało. Jamie złapał mnie w tali swoim twardym i męskim ramieniem i połączył nasze usta. Znów poczułam ten miętowo- truskawkowy smak - uwielbiałam go. Po chwili nasze usta rozłączył się z czego byłam nie zadowolona, ponieważ chciałam, by ten pocałunek trwał dłużej - a nawet wiecznie.
- Chodźmy - powiedział łapiąc mnie za rękę
Szliśmy żółtym korytarzem zbliżając się do sali treningowej strażników. Jamie wyciągnął penmagicus i już chciał otworzyć drzwi, gdy nagle odwrócił się w moją stronę mówiąc:
- Może ty?
- Ja? - zdziwiłam się
- Tak. Do roboty! - nakazał
Podeszłam do drzwi nie mając pojęcia co mam zrobić. Złapałam za klamkę, ale była zamknięta. Odwróciłam głowę w stronę Jass'ego z błagalną miną, że sama niczego nie zrobię.
- Nie weźmiesz mnie na smutną choć przyznam uroczą minkę - powiedział śmiejąc się i krzyżując ręce - Próbuj dalej
Powoli podniosłam rękę i musnęłam opuszkami palców po chropowatej powierzchni drzwi. Podobnie jak było przy schowku napełniłam się ciepłem i energią. Pełna nadziei złapałam za mosiężną klamkę i otworzyłam drzwi. Z wielką satysfakcją  odwróciłam się do Jamie'go i powiedziałam z uśmiechem:
- Tadam !
- Jestem pod wrażeniem - powiedział śmiejąc się i przechodzą obok mnie
Poszłam w jego ślady i weszłam do sali. W środku byli wszyscy strażnicy. Niektórzy stali, a inni siedzieli oczywiście kiedy się pojawiłam zaczęły się szepty i groźne miny. Na podwyższeniu podpierając się złotą laską stał Magnus, który  powitał mnie z uśmiechem. Odwdzięczyłam się mu tym samym podchodząc bliżej.
- Proszę o cisze! - krzyknął przełożony
Zapadła cisza, w której było słychać tylko tykanie ściennego zegara.
- Jamie wybierze sześciu strażników, którzy wybiorą się z nim i z Issabell w podróż, aby uratować jej siostrę i nasz świat - kiedy Magnus skończył rozległy się szepty, które uciszył uderzając laską o drewniany podest - Jass podejdź proszę
- Słuchajcie wybrałem trójkę najlepszych i najodważniejszych te osoby mam nadzieję się zgodzą, reszta może zgłosić się na ochotników - powiedział wyciągając penmagicus'a i wskazując niebieskim promieniem  na Sean'a, Derek'a i Lucas'a
Wybrani chłopcy wyszli na środek z szerokim uśmiechami wskazując na siebie i skacząc (chyba) z radości. Naprawdę podobał mi się ich entuzjazm - będzie z nimi naprawdę wesoło.
- Teraz mogą zgłaszać się ochotnicy
Nikt z obecnych nie wyszedł na środek nikt nie chciał barć udziału w walce ze złem. Nikt. Dopiero po chwili z jednego z kątów podniosła się wytatuowana ręka. Kiedy tajemnicza osoba podniosła się moim oczom ukazał się mój najgorszy wróg płci przeciwnej... Bronx. Szedł dumnym krokiem jak paw środkiem sali. Wszyscy byli bardzo zdziwieni kiedy podszedł do mnie i powiedział:
- Strasznie miło mi będzie gdy będę mógł towarzyszył ci w tak niebezpiecznej i ekscytującej podróży
- Więc potrzebujemy jeszcze dwóch strażników - powiedział Jamie
Od razu podniosły się dwie piękne dłonie - o nie tylko nie one - i podeszły do chłopców.
- Tak więc strażnicy, którzy wybiorą się z Issabell i ze mną to: Sean, Lucas, Derek. Bronx, Mackenzie i Liv

*

Sześć wybranych osób szło w równym rzędzie przez ciemny korytarz. Nie mogłam uwierzyć, że moich trzech wrogów zgłosiło się do pomocy w uratowaniu Łucji. Mackenzie i Liv robiły to tylko dlatego, że chciały mieć na oku Jamie'go, ale Bronx co on ma do niego? Doszliśmy do schowka, Magnus otworzył drzwi magią nie penmagicus'em i wpuścił wszystkich do środka, sam wszedł ostatni. Każdy strażnik zaczął wybierać różnorodną broń od zwykłego noża po specjalne pistolety. Byłam strasznie ciekawa czy i ja coś dostane, ale na próżno zostałam pominięta- jednak uspokoiło mnie to, że nikogo nie zabiję ani nie zranię. Po pół godziny krzątaniny, zbierania załadunku do pistoletów i nie tylko ekipa była gotowa. 
- Moi drodzy uczniowie po kilkunastu latach nauki i ćwiczeń będziecie mogli się wykazać na bardzo trudnej drodze do dobra. Czekaliście na taką szanse bardzo długo i należy wam się to najbardziej ze wszystkich. Wiem, że wam się uda, będę wam pomagał jak tylko mogę. Moje drogie córeczki, perełki strażników Raju mam nadzieję, że jesteście twardymi kobietami i nie dacie się. Będę tak za wami tęsknił i za waszymi  pięknymi perfumami. Powodzenia i jestem z was wszystkich dumny - powiedział to Magnus ze łzami w oczach
- My też będziemy bardzo tęsknić - wyznała Liv 
- Dziękujemy za to, że wytrwałeś z nami tyle lat - odparł Lucas 
- Szczególnie z Sean'em - wtrącił Derek 
Wszyscy zaczęli się śmiać, a zarazem płakać tylko Jamie i Bronx nie uronili ani łzy. Przez gwar rozmów i śmiechów słychać było pukanie. Magnus otworzył drzwi i do środka wszedł mały rudy chłopiec w zielonym habicie. 
- Issabella ma się stawić w sali Perłowej - powiedział 
- Okey - odpowiedziałam 
Wyszliśmy ze schowka (ja i rudy piegowaty chłopiec) zostawiając rozgadanych strażników . Szliśmy w ciszy co bardzo mnie męczyło, nie mogą dłużej wytrzymać zapytałam:
- Jak masz na imię ?
- Graham - odpowiedział
- Nie jesteś mnichem prawda?
- Nie, ale chciałbym nim być - odparł 
- Dlaczego? Nie chciałbyś poznawać świata, kultur albo nie chciałbyś się zakochać? - pytałam 
- Nie, mam dług wobec mnichów Karakatów i muszę tu zostać do końca życia 
- Dług? - zdziwiłam się 
- Jak się urodziłem moja mama umarła, a tata był strażnikiem więc mieszkałem w świątyni. Kiedy nadeszło zło tata poszedł walczyć i zginął. Mnisi przygarnęli mnie i chowali jakbym był im synem. Dlatego muszę się odwdzięczyć - powiedział to po prostu bez żadnych łez  
- Ja ... przepraszam nie wiedziałam 
- Spokojnie, nie uraziłaś mnie 
- Mogę o coś zapytać?
- Oczywiście - odparł uśmiechając się
- Powiedz czy nie jest ci smutno bez nich?
- Czasem jest ale można z tym żyć. Oni są zawsze z nami - powiedział wskazując na serce - tutaj
- Dziękuje chociaż nie wiem czy od razu się do tego przyzwyczaję - wyznałam
- Mnie tez było ciężko, każdy próbował mnie pocieszać i czasami mnie bardzo to denerwowało, ale uświadomiłem sobie, że inni chcą mi pomóc 
- Ile miałeś lat kiedy twój tata zginął? - spytałam 
- 9 teraz mam 12 - powiedział
- Moja siostra ma 9 myślisz, że poradzi sobie jak powiem jej o rodzicach?
- Jeśli będziesz ją wspierać i kochać tak jak oni to robili to tak
Rozmawialiśmy przez cały czas idąc do sali Perłowej, że nie wiem kiedy tak szybko minęło i staliśmy przed wejściem. Graham otworzył drzwi magią i weszliśmy do środka. Była to przepiękna sala perłowego koloru - pewnie dlatego taka nazwa - po prawej stronie stało wielkie lustro, a w około niego siedziało kilku mnichów w zielony i czerwonych habitach. Podeszłam bliżej, a Roks gestem dłoni wskazał bym klękła po środku. Jeden z mnichów zaczął (tak mi się wydaję) rytuał:
- Naszą moc kierujemy ku dziewczynce, która umiera w męczarniach pomóż nam ją uratować 
Każdy mnich powtórzył to zdanie z cztery razy kiedy w lustrze ukazała się bardzo stara postać inaczej Łucja. Leżała na kamiennym łożu z zamkniętymi oczami. Nadal miała warkoczyki z zielonymi wstążkami, tylko była starsza o wiele starsza i smutna. Zaczęłam płakać nie mogłam na to patrzeć znaczy nie mogłam patrzeć na umierającą siostrę. Hum szepnął mi do ucha bym powiedziała te słowa cztery razy. Tak też zrobiłam innymisłowy ochroniłam Łucję przed mocą Fernardiego. 

1 komentarz:

  1. Ciekawie :) Długość idealna *.* Zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń